W hołdzie wyścigowym legendom

W hołdzie wyścigowym legendom

O obchodach 100-lecia długodystansowego wyścigu Le Mans napisano wiele. Świętowanie tego jubileuszu trwa bowiem od początku roku przy okazji różnych wydarzeń motoryzacyjnych. Tak choćby podczas The Ice można było podziwiać wystawę z okazji urodzin długodystansowego klasyka, a na zamarznięte jezioro w St. Moritz przywieziono nawet pokaźne trofeum.

Dobry czas

Na tegorocznym Le Mans Classic spotkało nas wiele dobrego, bo to po prostu jedna z najlepszych imprez dla fanów klasycznej motoryzacji na świecie. Zwycięstwo zespołu Jaguar No. 6 Racing oraz cudowne towarzystwo polskich dżentelmenów z Chryslera, jedynie nas utwierdziło w tym przekonaniu. Spotkaliśmy też wielu znajomych z Polski, Tomka Sarnę i Maćka Skrzyńskiego, którego relację z wydarzenia możecie przeczyć tutaj. Ale dosłownie kilka minut z całego weekendu uświadomiły nas, że wyprawa do Francji i poświęcenie czterech dni z życia, było jedną z najtrafniejszych decyzji w ostatnim czasie.

Benzynowa religia

Sobotni poranek. Zjedliśmy pyszne śniadanie, o którym możecie przeczytać tutaj i ruszyliśmy ku bramom toru de la Sarthe. Zgodnie z programem rywalizacja miała się rozpocząć od parad w tym tej jednej szczególnej – przejazdu legend 24h Le Mans. Daliśmy ponieść się tłumowi i wylądowaliśmy na trybunach vis a vis prostej startowej. Dookoła nas ludzie rozkładali swoje obozowiska, bo spędzą tutaj cały dzień, a może i noc. Inni przygotowania do długiego dnia zaczęli od wyciągnięcia szklanych kieliszków i rozlania chłodzącego trunku. W powietrzu dało się odczuć świąteczny nastrój. W oddali widać przygotowania do parady. Trwa to chwilę, a ludzie w zniecierpliwieniu ciasno wypełniają każdą wolną lukę na trybunie. Nagle dzieje się coś co będziemy wspominać przez długie lata… nad naszymi głowami przelatują samoloty, a parada rusza z miejsca! Dochodzi do wręcz religijnego uniesienia.

Do przejazdu powstań!

Auta jadą powoli. Majestatycznie. Oglądamy je zza drucianej siatki, która symbolicznie oddziela nas – zwykłych ludzi, wyznawców benzynowej religii, od bohaterów i ich maszyn, którzy już na zawsze wyryli się w historii motorsportu. Przypomina to pochód herosów, którzy wracają do upragnionej Itaki po ciężkiej wojnie i długoletniej podróży. Ludzie dookoła nas w euforii wstają z krzesełek. Podnoszą się z betonowych schodów jakby rażeni prądem. Wiwatują, klaszczą, wydają okrzyki. Unoszą co tylko mają w dłoniach i machają w geście uznania. Dają się ponieść tej psychodelicznej chwili jakby zaczarowani dźwiękami mechanicznych mnichów! Przejeżdżają kolejne samochody, których historia wykuwała się właśnie w tym miejscu – Cadillac “Le Monstre”, Lagonda M45R, Aston Martin DBR1, Mazda 787B, Renault Alpine A442/A443, Bugatti EB110, Ford GT 40, Mercedes 300SL, Jaguar XJR-9, Bentley EXP Speed 8, Porsche 917 LH, Porsche 917 K. Większość z tych aut zostało ściągnięte z całego świata wyłącznie na ten jeden przejazd, żeby zaraz później zaparkować w budynku muzeum przy torze na okolicznościową wystawę. Przejazd się kończy, a ludzie jeszcze chwilę pozostają w zastygnięciu. My ruszamy do naszej pracy!

Powrót za dwa lata

Le Mans Classic wróci w 2025 roku. Organizatorzy wracają do formuły, w której wydarzenie odbywać się będzie co dwa lata. Tegoroczna edycja była wyjątkiem podyktowanym obchodami 100-lecia wyścigu w Le Mans. Zachęcamy do przeczytania naszych materiałów, którym poświęciliśmy bardzo dużo czasu i serca, dziękując tym samym ludziom, dzięki którym ich powstanie było możliwe. Tomek, polski mechanik w zespole Jaguar No. 6 Racing, po raz kolejny pokazał nam jak wygląda ciężka praca serwisanta samochodów podczas wyścigu. Zajrzeliśmy również za kulisy rywalizacji towarzysząc jedynemu polskiemu zespołowi startującemu w Le Mans Classic.