The ICE – wyjątkowa motoryzacja na zamarzniętym jeziorze

The ICE – wyjątkowa motoryzacja na zamarzniętym jeziorze

Konkurs elegancji The ICE w szwajcarskim St. Moritz to wbrew pozorom jedno z najgorętszych wydarzeń w roku na motoryzacyjnej mapie Europy. Kilkadziesiąt niezwykle rzadkich i wyjątkowych klasycznych samochodów rywalizuje ze sobą na zamarzniętym jeziorze w najlepszy możliwy sposób – ślizgając się po jego tafli! Skuszeni zdjęciami wybraliśmy się w podróż do Szwajcarii, aby przekonać się czy lód na jeziorze w St. Moritz wytrzyma nacisk naszych oczekiwań względem tej niezwykłej imprezy. 

W poszukiwaniu zimy

Tegoroczna zima nie jest łaskawa dla motoryzacyjnych imprez. Mieliśmy wielkie plany zrelacjonować dwa najciekawsze zimowe wydarzenia w sezonie, ale niestety styczniowe GP ICE Race w austriackim Zell am See zostało odwołane z uwagi na brak śniegu. Podobne obawy mieliśmy względem The ICE, tym bardziej, że odbywało się na środku jeziora! Nie chcieliśmy w żadnym wypadku przekonać się na własnej skórze jak jest głębokie. Jednak tym razem szczęście dopisało organizatorom i lód był wystarczająco gruby, żeby event mógł się odbyć.

The ICE był wysoko na liście wydarzeń do odwiedzenia u większości członków naszej ekipy. Postanowiliśmy więc połączyć przyjemne z pożytecznym i wybraliśmy się do Szwajcarii w 5-osobowej ekipie, co oprócz jeszcze większej ilości materiałów z imprezy zapowiadało także dużo śmiechu. Początkowo planowaliśmy wyruszyć z rana dzień przed wydarzeniem, ale widząc na Instagramie trzy Pagani śmigające po jeziorze zdecydowaliśmy się ruszyć już w nocy, by nie przegapić zbyt wiele backstage-owej akcji. Naszym śniadaniowozem w tej podróży miał być Ford Transit Custom, który może nie niósł ze sobą wielu emocji, ale biorąc pod uwagę nasze nienaganne sylwetki zapewniał nam odpowiednią przestrzeń i wygodę. Czas ruszać w drogę!

Trasę pokonaliśmy sprawnie robiąc typową sztafetę za kierownicą, dzięki czemu o rześkim poranku towarzyszyły nam już górskie szczyty. Alpy jak zawsze wyglądały fenomenalnie, większość tras jest krętych i aż prosi się, żeby pojechać tam czymś lepszym niż Ford Transit. St. Mortiz położone jest na wysokości ponad 1800 metrów n.p.m., więc zapierających dech w piersiach widoków nie brakowało.

Dzień 0

Kiedy dojechaliśmy na miejsce od razu skierowaliśmy się w stronę jeziora, aby zobaczyć kulisy przygotowań do imprezy. Widząc topniejący przy brzegach lód, a właściwie jego miejscowe braki mieliśmy pewne wątpliwości, czy na pewno to tutaj następnego dnia tysiące ludzi i kilkadziesiąt samochodów będzie poruszać się po jego tafli. „Dobra, tylko nie wysyłajcie zdjęć tych dziur mojej mamie, bo będziemy musieli wracać.” – próbowaliśmy dodać sobie otuchy mijając ogromną wyrwę w lodzie przy głównym wejściu na jezioro…

Tego dnia na głównej arenie nie działo się zbyt wiele, ale załapaliśmy się akurat na sesję zdjęciową ekipy Mercedes-Benz Museum, która przywiozła do St. Moritz m.in. prototypowy model C111 i wyścigowe 300 SLS. Spotkaliśmy także uroczą parę petrolheadów – Merlina McCormacka i Georgię Peck, czyli team Duke of London, którzy w St. Mortiz pojawili się z premierowym restomodem Georgii – Land Roverem Series III.

Po krótkim spacerze udaliśmy się jeszcze na pobliski podziemny garaż, w którym stacjonowały samochody uczestników. Ekipy dopiero powoli się zjeżdżały, ale na miejscu czekała nas już reprezentacja Pagani z Codalungą na czele, kilka pięknych Maserati, reprezentacja przedwojennych wyścigówek oraz trzy krwiście czerwone Lamborghini – Countach i dwie Miury.

Rozgrzewka zaliczona, pora na danie główne!

Dzień statyczny

The ICE St. Mortiz, czyli International Concours of Elegance składa się z dwóch części – dnia statycznego i dnia dynamicznego. Dzień statyczny to głównie prezentacja samochodów konkursowych. Można było sobie podejść i zobaczyć z bliska auta biorące udział w wydarzeniu, a także ich posłuchać, ponieważ jury konkursu oceniało nie tylko prezencję samochodu, jego zgodność historyczną, ale również dźwięk silnika. Co cieszyło przede wszystkim zgromadzonych widzów, którzy przy każdym odpaleniu silnika wprost frunęli do samochodu niczym pszczoły do kwiatka (żeby nie określić tego bardziej dobitnie). A my wraz z nimi… 

W konkursie brało udział około 40 samochodów, a każdy wyjątkowy i niesamowity! Zacznijmy od kategorii One-Off, czyli samochodów wyprodukowanych w jednym egzemplarzu. Tutaj mieliśmy okazję podziwiać m.in. Lancię Stratos Zero, Lancię Sibilo, Ferrari 166MM/212 Export „Uovo”, czy Lincolna Indianapolis. Wśród aut przedwojennych królowały Auto Union Type C, Alfa Romeo 8C Monza i dwa Bugatti Type 35. Z okazji 100-lecia wyścigu Le Mans mieliśmy także kategorię Le Mans 100 z Ferrari 250 Testa Rossa Lucky Belle na czele. To tylko kilka z wielu niezwykłych samochodów, które zjawiły się w St. Mortiz zasilając bardzo mocny skład tegorocznego konkursu. 

The ICE to nie tylko samochody, ale również ludzie, którzy w równym stopniu co pojazdy tworzą klimat tej imprezy. Stroje z epoki, wyścigowe kombinezony, czy luksusowe futra, a przede wszystkim uśmiechy zgromadzonych nadawały niesamowite kolory temu przepełnionemu zapachem benzyny festiwalowi motoryzacyjnej elegancji. Cały spektakl umilała uczestnikom imprezy wyśmienita męska kapela, której członkowie przemieszczając się wokół prezentowanych samochodów, co rusz podrywali do zabawy zachwyconą widownię. Jeśli ktoś się zmęczył przemierzaniem wzdłuż i wszerz terenu wystawy, mógł przycupnąć nieopodal i wzmocnić się filiżanką wyśmienitego espresso, czy zamówić lampkę prosecco od kelnera robiącego chwilę wcześniej salto na łyżwach. 

Co ciekawe, będąc w St. Mortiz można było odnieść wrażenie, że The ICE to polski event. Na wydarzenie zjechało się bardzo wielu gości i ekip mediowych z naszego kraju, a język polski można było słyszeć na każdym kroku. O tym jaki świat jest mały przekonaliśmy się na zakończenie pierwszego dnia, gdy wybraliśmy się na pobliską przełęcz Bernina, by obejrzeć piękne widoki i zjeść obiad w tamtejszej restauracji. Niestety, z uwagi na gęstą mgłę na szczycie przełęczy nie zobaczyliśmy nic i ledwie dostrzegliśmy znak wskazujący szczyt. Za to w restauracji natknęliśmy się na naszą zaprzyjaźnioną ekipę dziennikarską – Mateusza Żuchowskiego i Piotra Kaczora, z którymi przy smakach ravioli i złocistego nektaru mogliśmy poplotkować o stanie polskiego dziennikarstwa motoryzacyjnego i wymienić anegdotki z naszego niedawnego wywiadu z Mateuszem. Naładowani pozytywną energią z tego spontanicznego spotkania (dzięki Panowie!) byliśmy gotowi na główną atrakcję eventu – dzień dynamiczny!

„Poweeeeeer!”

W sobotę w St. Mortiz w końcu pojawiło się długo wyczekiwane słońce! A wraz ze słońcem tysiące ludzi, chcących obejrzeć najbardziej wyjątkowe maszyny świata jeżdżące bokiem po zamarzniętym jeziorze. Frekwencja dnia dynamicznego kilkakrotnie przewyższała tę z poprzednich dni, na głównej arenie pojawiło się też wielu najpopularniejszych europejskich Youtuberów, czy gwiazd motoryzacyjnego Instagrama, co zapowiadało duże emocje! 

W pełnym słońcu przy plusowej temperaturze lód został wystawiony na poważną próbę. W wielu miejscach wierzchnia warstwa zamieniała się w rozległe kałuże, a mokry śnieg dość mocno utrudniał kierowcom efektowną jazdę. Małą ofiarą tych warunków stała się Lancia Sibilo, która wpadła całym kołem w wyrwę w lodzie i musiała być wyciągana na linie przez ekipę porządkową. Na szczęście nic poważnego tej unikatowej maszynie się nie stało.

Sama jazda po jeziorze nie zawiodła. Kierowcy nie oszczędzali swoich maszyn, a ci z większymi umiejętnościami starali się stawiać samochody bokiem w każdym zakręcie. Klasą samą w sobie i zdecydowanie najbardziej efektownym kierowcą w stawce tego dnia był Tom Kristensen, 9-krotny zwycięzca 24h Le Mans. Prowadzony przez niego przedwojenny Auto Union Type C z silnikiem V16 dostarczał prawdziwą ucztę dla uszu zgromadzonym widzom swoim potężnym rykiem, a umiejętności driftowania przez Toma tą dziką maszyną budziły duży szacunek. Świetne widowisko zapewniały też Ferrari 250 SWB i 250 Testa Rossa, a także Katarina Kyvalova, utalentowana kierowczyni wyścigowa, która na każdą sesję zabierała inny samochód i dostarczała właścicielom dawki dodatkowej adrenaliny.

Byliśmy tutaj świadkami zabawnej sceny, jak Fritz Burkard, właściciel The Pearl Collection oddawał swoją Alfę Romeo 8C Monza w ręce Katariny. Najpierw długo tłumaczył jej, że musi być ostrożna z tym samochodem, następnie wykonał znak krzyża, pobłogosławił Katarinę i kilkukrotnie ucałował swoją ukochaną maszynę. Czy może być piękniejszy dowód pasji i miłości do swojego samochodu? (całą sytuację obejrzycie tutaj!)

Tego dnia zrobiliśmy sobie także nasze własne małe The ICE. Jednym z głównych sponsorów imprezy była firma The Little Car Company, która do St. Moritz przywiozła kilka swoich elektrycznych zabawek… choć mówimy tutaj o zabawkach za grubo ponad sto tysięcy złotych! Mieliśmy okazję przetestować te urocze miniaturowe wersje kultowych historycznych samochodów na krótkim lodowym torze. Sławek zasiadł za sterami Bugatti Baby II nawiązującego do samochodu, który Ettore Bugatti stworzył dla swojego syna i stanowi ono 75% prawdziwego auta. Dokładnie w takiej samej skali Sławek przypomina prawdziwego mężczyznę, więc pasowali do siebie idealnie! Po kilku chwilach szaleństwa w niepozornej zabawce siłą musieliśmy zabrać naszego urwisa na sesję z oryginalnym T35, które również gościło na wydarzeniu. Takie rzeczy tylko na The ICE!

Festiwal stylu

Ostatecznie lód wytrzymał dwa dni upalania na nim najbardziej wartościowych klasyków na świecie, a główną nagrodę Best in Show zgarnęła Lancia Stratos Zero. To był dobry czas. Pełni wrażeń i zmęczeni mogliśmy wracać do domu. Po kilku dniach w motoryzacyjnym niebie nawet Motorworld w Monachium, odwiedzony w drodze powrotnej, wydawał się być jakiś pospolity…

The ICE to prawdziwa perełka w kalendarzu imprez motoryzacyjnych w Europie, a nawet i na świecie. Festiwal stylu i towarzyskie miejsce spotkań. Połączenie klasycznej elegancji z nowoczesnym luzem, płomieni wypluwanych z kultowych silników zestawionych z mroźnym lodem tafli jeziora, a przede wszystkim możliwość doświadczenia najbardziej wyjątkowej motoryzacji w najmniej oczywistym otoczeniu. Warto tu wrócić! 

Tekst: Rafał Pilch, Wojtek Szoka
Zdjęcia: Maciek Jasiński, Wojtek Szoka