Renault Clio V6: Mon Petit Paris

Renault Clio V6: Mon Petit Paris

“Nie kupuj historii o tym, że to auto chce Cię zabić, bo tak nie jest.” ~ Patryk Mikiciuk

Paradoksalnie, jeżdżąc po wrocławskich ulicach Renault Clio V6, czyli francuskim samochodem de facto stworzonym przez Brytyjczyków (za projekt odpowiedzialny był brytyjski zespół Tom Walkinshaw Racing) i produkowanym początkowo w szwedzkim Uddevalla (dopiero w 2003 roku produkcję przeniesiono do Dieppe we Francji), poczułem się jakbym przemierzał ulice Paryża. Ba, a nawet jeździł całym Paryżem po Wrocławiu! Serdecznie zapraszam na spotkanie z fenomenalnym Clio V6 z gościnnym komentarzem Patryka Mikiciuka.

P, jak perwersyjny.

Mam duży sentyment do Paryża, to tam pisałem fragmenty artykułu o Lancii Stratos i przeżyłem kilka niesamowitych historii. Od zawsze Paryż był mekką artystów, którzy ściągali do stolicy Francji, aby właśnie tutaj realizować swoje najśmielsze pomysły, co oczywiście sprzyjało rozbuchanemu życiu towarzyskiemu, pruderii, namiętnościom, flirtom i seksualnej wolności. Pewnej nocy przechadzałem się po słynnym Placu Pigalle. Ulice rozświetlały krzykliwe neony z pulsującymi w witrynach reklamami „sex-shop” i lateksowymi ubraniami za szybami. Zewsząd dobiegała gwarna muzyka i głośne rozmowy podpitych turystów oraz Francuzów. Paryska dzielnica czerwonych latarni! Renault Clio V6 jest zupełnie takie samo, czysta motoryzacyjna perwersja. Uchyla rąbka tajemnicy i zachęca do skorzystania z bogatego menu. Zachęca do wstąpienia w swoje skromne progi, aby odkryć przed nami nieznany świat. W środku głośne i gwarne, niejednokrotnie do pasażera zdarzało mi się krzyczeć. Jedno z najmniejszych Renault z gamy, do którego włożono największy silnik jakim aktualnie dysponował francuski producent. Zabawka, która kusi!

Tejsted: Jakie masz pierwsze wspomnienia związane ze swoim Clio V6?

Patryk Mikiciuk: Ona ma w sobie kilka wcieleń i faktycznie daje bardzo dużo funu, ale potrafi też niemiło zaskoczyć. Trzeba pamiętać, że to nie jest Renault R5 Turbo. Ja od zawsze chciałem mieć Clio V6, bo po prostu strasznie mi się podobało. Ale jak to bywa, najzwyczajniej w świecie brakowało mi na nie kasy. Nawet był taki moment, że one zeszły do 30.000 PLN i miałem wtedy pomysł, żeby używać ją jako daily. Teraz już wiem, że to był błąd w samym założeniu. Natomiast, gdy byłem już gotowy na to, żeby je kupić, to wróciłem do tego pomysłu z założeniem, że ma to być auto dla przyjemności. Uwierz mi, że jak pojechałem ją kupić, to nawet nie chciałem się przejechać. Bo wiesz, w motoryzacji najgorszy jest moment rozczarowania. Ja miałem cudowne wyobrażenie o tym jak nią się jeździ i nie chciałem się rozczarować jeszcze przed zakupem. Auto było ogólnie w ładnym stanie, było dobrze spasowane i w oryginalnym lakierze, co jest bardzo ważne przy kupowaniu Clio V6, więc je po prostu spakowałem na lawetę. Dziś mogę powiedzieć, że nie rozczarowałem się. To jest niesamowite auto! Jest ze mną już chyba cztery lata i przejechałem w sumie 12.000 km. Ja nią jeżdżę nawet na Mazury, gdzie przekonałem się jak bardzo jest wyczulona na wszelkie nierówności w drodze i cieszę się, że moja ma trochę tych kilometrów za sobą, bo dzięki temu nie jest mi jej aż tak szkoda używać. Nawet ostatnio jak były ulewy, to jeździłem nią przez zalane ulice do tego stopnia, że zgubiłem gdzieś tablicę rejestracyjną.

A, jak absurdalny.

Zdarzyło mi się jeść śniadanie siedząc przy Fontannie Strawińskiego. Białe wino w niewielkiej podręcznej butelce, bagietka rwana dłońmi i trochę regionalnego sera. Przyglądając się z tego miejsca Centre Georges Pompidou, mój przyjaciel nieoczekiwanie przemówił: „Przecież ten budynek wygląda jak jakiś remont kamienicy w Łodzi, to jest absurd!” Dużo w tym racji, bo po co ktoś wywlekł na zewnątrz budynku całą instalację, oznaczył jej poszczególne elementy różnymi kolorami i uznał, że to będzie ciekawe, aby pokazać w której rurze płynie woda, a która jest odpowiedzialna za klimatyzację. Mały francuski hot hatch zdaje mi się być równie absurdalny w swojej formie, co projekt postmodernistycznego budynku Pompidou. Ogromne wloty powietrza, na pierwszy rzut oka zbyt duże do tak małego auta, chłodzące 230-konny silnik V6 pochodzący z Laguny. Bardzo szeroki tył z dwiema centralnie umieszczonymi końcówkami wydechu. Lotnicza klapka wlewu paliwa zamontowana na bocznym poszerzeniu, na którym spokojnie można byłoby postawić kieliszki z winem.

Tejsted: Stylistyka Clio V6 podobała Ci się od zawsze?

Patryk Mikiciuk: Stylistycznie to jest dla mnie majstersztyk. To zadziwiające, co można było zrobić prostymi zabiegami ze zwykłego Clio. Począwszy od kół, przez bardzo szeroki próg drzwi, błotniki z tyłu i to beznadziejne wnętrze, które jest plastikowym ulepem żywcem wyjętym z Kangoo. Do tego mój egzemplarz przy autostradowej prędkości wpada w taki nieznośny rezonans, że staje się bardzo głośna i muszę jeździć w słuchawkach. Musisz patrzeć na to auto przez pryzmat tego po co ono właściwie zostało stworzone. Ono jest zupełnie bez sensu i to jest właśnie piękne! Ma dawać dużo radości. Próbowałeś obejrzeć silnik? Zdejmujesz jedną klapę, później drugą klapę, a wtedy wystarczy już tylko złamać rękę w trzech miejscach, żeby wyciągnąć miarkę od oleju. Druga rzecz, kto montuje zbiornik paliwa z seryjnego Clio 1.0 do auta, które pali 30l na 100 km?!

R, jak ryzykowne.

Są miejsca w Paryżu, do których zapuszczanie się może być ryzykowne, jak na przykład 18. dzielnica, co oczywiście nie oznacza, że zawsze takie jest. Przed tym jak dostałem kluczyki od Clio wielokrotnie uprzedzano mnie, że „wchodzisz na własną odpowiedzialność”, „musisz być bardzo ostrożny”, „uważaj na siebie”. Powtarzano mi to tak często, że aż naprawdę zacząłem się bać z czym przyjdzie mi się zmierzyć. Clio V6 swoją ideą miało nawiązywać do legendarnego samochodu rajdowego Renault R5 Turbo, o którym przyjęło się mówić, że zabił więcej Francuzów niż II Wojna Światowa. Jego następca również miał brać czynny udział w motosporcie i został stworzony głównie na potrzeby homologacyjne serii wyścigowej Clio Trophy, dlatego też na tylnej klapie pod znaczkiem Renault znalazł się dopisek „Sport”. Tym samym auto, które zostało wykute na torze wyścigowym trafiło na ulice. Czy to nie jest ryzykowane? To tak jakby wyprodukować 1513 sztuk (dokładnie tyle Clio V6 Phase I powstało) łatwej do obsłużenia broni i rozdać ją cywilom z nadzieją, że się nie pozabijają. Po wszystkich ostrzeżeniach podszedłem do Clio z ogromną rezerwą. I się rozczarowałem, bo na początku było łatwo! Niezwykle prosty w prowadzeniu samochód ośmielił mnie do żwawszej jazdy, szybsze redukcje, mocniejsze zakręty, a nawet pojedynek spod świateł… i tutaj Clio dało mi pierwszą żółtą kartkę. Przy agresywnym przeładowaniu biegów podczas pojedynku, gdzieś między drugim, a trzecim biegiem, tył auta uślizgnął się na bok i zmusił do kontrowania. Wtedy poczułem, że ten przyjemny miejski samochód, ma też swoją mroczną stronę.

Tejsted: Wystraszyłeś się kiedyś swojego Clio?  

Patryk Mikiciuk: Nie kupuj historii o tym, że to auto chce Cię zabić, bo tak nie jest. Cały problem polega na tym, że Clio V6 jest zbudowane, a nie skonstruowane, przynajmniej wersja Phase I taka jest, bo później wiele poprawiono. Clio jest mocno dociążone z tyłu i to bardzo dobrze, bo genialnie trzyma się w zakrętach, ale nie nadaje się do jazdy bokiem, bo nie ma tego rajdowego rodowodu, jak choćby Renault R5 Turbo. Ono powstało na torze i do takiej jazdy jest przystosowane. To jest podobnie jak w CUP’owym Porsche 911, musisz nauczyć się, że ten samochód trzeba „klepać w gaz”. Wracając do pytania, wystraszyłem się to dużo powiedziane, ale mocno się zdziwiłem i to w najbardziej banalnej sytuacji jaką może sobie wyobrazić na drodze – hamowanie na mokrej nawierzchni. Wciskam hamulec do oporu, ABS działa, a auto dalej jedzie, jak na łyżwach, bo pcha je ciężar całego tyłu. Wtedy zacząłem myśleć o zmianie ciśnienia w oponach i jak się później okazało, gdy poczytałem na różnych forach o Clio V6, jest to pierwsze co robisz, żeby to auto zaczęło jechać. Z przodu zmniejszasz ciśnienie, z tyłu zwiększasz. Sam doskonale wiesz, jak dramatycznie wygląda zawracanie w tym samochodzie, więc wyobraź sobie, jak trudne jest wyprowadzanie go z poślizgu. Pamiętam, jak Clio V6 było prezentowane w Polsce na Torze Kielce. Renault Polska ładowało do nich topowych kierowców rajdowych i żaden z nich do końca nie potrafił go okiełznać, bo każdy z nich prowadził to auto jak rajdówkę, którą nie jest. Wiesz kto wykręcił najlepszy czas? Kierowca gokarta, bo tak właśnie trzeba prowadzić i traktować Clio V6.

Y, jak Yammy!

Paryż to smaczne miasto. Pierwszą swoją noc w Paryżu spędziłem na kanapie w niewielkim mieszkaniu w centrum miasta. Gospodarzami byli surfer z Nowej Zelandii i Szwedka. Poznali się w jednym z paryskich pubów kilka lat wcześniej, on był barmanem, a ona właśnie zakończyła swój wieloletni związek i przyszła utopić smutki. To wystarczyło, są parą od kilku lat. Mieszkanie w starej kamienicy, urządzone w dość undergroundowym stylu, na przedostatnim piętrze. Piękny widok na miasto. I to właśnie tutaj zjadłem jedno z najlepszych śniadań w życiu. Poranna kawa z podstarzałego brudnego ekspresu, do tego croissanty z czekoladą – lekko wczorajsze, ale wciąż fantastyczne! Nie wykluczam, że były zjadliwe wyłącznie przez wzgląd na doskonały widok z balkonu. Tak smakuje Clio po kilkunastu latach od swojej premiery. Choć nie jest już najmłodsze i najświeższe, dostarcza wszystkiego czego można wymagać nawet od współczesnego hot hatcha, a nawet daje poczucie, że jest resorakiem wśród supersamochodów. Nie jest to nadzwyczajnie wyrafinowana potrawa z trudną do wymówienia nazwą, Clio V6 jawi się jako bardzo smaczne i proste danie, które nieoczekiwanie stało się francuskim klasykiem.

Tejsted: Gdyby Clio V6 było potrawą, to czym by było i dlaczego?

Patryk Mikiciuk: Dobre pytanie. Myślę, że to by było bardzo ostre burrito! Taki street food dostępny dla każdego, ale z drugiej strony masz po nim dużą niestrawność. Jest pyszne, cudowne, idealnie przypieczone, ale daje o sobie znać przez kilka kolejnych dni…

Ż, jak żywe.

Legenda Paryża nie słabnie i wciąż jest żywa. To miasto mimo wielu zawirowań i zmian, choćby kulturowych, co roku przyciąga do siebie miliony turystów, którzy chcą chłonąć tę niepowtarzalną atmosferę. To miasto nie zasypia, nieustannie coś się dzieje, a przekonałem się o tym pijąc espresso o pierwszej w nocy – nie byłem jedynym klientem kawiarni o tak później porze. Od debiutu Clio V6 minęło prawie 20 lat, a jego koncepcja wciąż jest żywa, aktualna, intrygująca i nawet dziś zaskakująca. Ten samochód mimo upływu lat nie stracił niczego ze swoich pierwotnych ideałów, co więcej, żaden z producentów nie zdecydował się zaprezentować kontrkandydata do tytułu najbardziej szalonego hot hatcha w historii.

Tejsted: Można powiedzieć, że Clio V6 jest jednym najlepszym hot hatchy wszech czasów?

Patryk Mikiciuk: Zdecydowanie nie. Dla mnie w ogóle Clio V6 nie jest hot hatchem, bo on w gruncie rzeczy nie jest użytkowe. Ten samochód wymyka się definicji hot hatcha, przede wszystkim jest dwuosobowe, a po drugie tam nawet nie ma gdzie włożyć zakupów, może poza butelką dobrego wina. W mojej opinii na miano najlepszego auta w tej klasie aspirować mógłby Peugeot 205 GTI, który naprawdę wiele zmienił. Był przewidywalny, doskonale jeździł i był czteroosobowym w pełni użytkowym samochodem. Wiesz, ja mam słabość do francuskich aut, bo one mają zdecydowanie więcej fantazji niż choćby niemieckie i dziś też to widać, spójrz choćby na Renault Megane RS i porównaj je z VW Golfem… to nie chodzi o osiągi, ale o frajdę z jazdy!  

Tekst: Sławomir Poros

Zdjęcia: Bartosz Pietrzak

Ogromne podziękowania dla Pawła Witkowskiego z firmy Clair Kosmetyka Samochodowa za udostępnienie Clio V6 na weekend oraz Patryka Mikiciuka, który w przemiłej nocnej rozmowie podzielił się ze mną swoimi spostrzeżeniami o tym wyjątkowym francuskim samochodzie.