Onboardy Japońskie #2 – Japonia 101, czyli jak zaplanować podróż do Kraju Kwitnącej Wiśni

Onboardy Japońskie #2 – Japonia 101, czyli jak zaplanować podróż do Kraju Kwitnącej Wiśni

Czytając artykuł zapowiadający ten cykl, pewnie pomyślałaś lub pomyślałeś: ale szczęściarz, był w Japonii! Ja bym to raczej podsumował, że łatwiej byłoby przeżyć tydzień na totalnej pustyni. Oczywiście w tym zdaniu jest szczypta przesady. Jak to z grubsza wyglądało? Chętnie Wam opowiem.

ILE?! Czyli o długości pobytu słów kilka

Te słowa piszę już w Polsce, gdzie mogłem na spokojnie przemyśleć sobie mój wyjazd. Pierwsze pytanie, które sobie zadałem, ale też wielokrotnie zadawano mi po powrocie to,  czy aby nie za długo trwał mój pobyt w Japonii? Tutaj ważną informacją dla Was jest to, że zwykły turysta ma dwie możliwości wjechania do Japonii. Pierwszą, z której tak naprawdę korzysta znakomita większość, jest wjazd bezwizowy. W tym wariancie dostajemy naklejkę w paszporcie, uprawniającą nas do pobytu przez okres do 90 dni od daty przekroczenia granicy. Pozwolenie to uzyskujemy na lotnisku, o ile nie ma żadnych problemów z naszym paszportem. Drugą opcją jest wiza pracownicza lub studencka, która pozwala nam na przebywanie w Japonii do 5 lat. Fajne opcje, prawda? I jeśli teraz pomyślałaś/eś o tym, że można łatwo przeprowadzić się do Japonii, to dobrze kombinujesz. Tę kwestię zostawimy sobie na sam koniec.


Wracając do sedna, 34 dni pobytu w Japonii, to w mojej opinii optymalny czas dla kogoś, kto chce ten kraj poznać, zwiedzić i w pełni go zasmakować. Czy da się to zrobić w tydzień? Oczywiście, że się da. Jednak plan mojego miesięcznego wyjazdu pokrywał trzy inne zaległe plany wyjazdowe, udaremnione przez pandemię koronawirusa. Przy planowaniu podróży wzdłuż i wszerz głównej wyspy Kiusiu, trzeba wziąć pod uwagę, że jest to kraj, delikatnie powiedziawszy, górzysty. O ile odległości między miastami nie wydają się duże, to niektóre trasy mogą zaskoczyć, gdy finalnie okażą się długą przeprawą przez góry. I tak moje 34 dni były rozbite na pobyt w prefekturze Hiroszima, Okayama oraz Kioto. Napisałem prefekturze, bo nie zawsze zatrzymywałem się w głównych miastach. W przypadku Okayamy nie miałem okazji zobaczyć stolicy i największego miasta prefektury. Zamiast tego, jeździłem po okolicy, zwiedzając region w drodze na tor wyścigowy.

Długość wyjazdu do kraju takiego jak Japonia powinna być zdeterminowana w pierwszej kolejności przez budżet, a dopiero w drugiej przez to, co chcemy zwiedzić. Warto też wiedzieć, kiedy najlepiej pojechać. I tutaj już na wstępie kategorycznie Wam odradzam wyjazd w miesiącach wakacyjnych. Japońskie lato to jest prawdziwy survival z temperaturami dochodzącymi do 50 stopni w słońcu. Jeśli jednak taki klimat Was nie odstrasza, bawcie się dobrze i korzystajcie!

Jak dotrzeć i gdzie spać? Czyli słów kilka o przygodach podczas podróży

Drugie najważniejsze pytanie to nie tyle – “Jak?”, a raczej którymi liniami lotniczymi. Do Japonii możemy się dostać bezpośrednio z pomocą LOT-u. Inne opcje to lot z przesiadkami – przez Dubaj linią Emirates, przez Pekin samolotami Air China lub z wykorzystaniem FinnAir przez Helsinki. Do tej listy z początkiem 2024 roku doszła jeszcze trasa przez Istambuł, obsługiwana przez Turkish Airlines. Loty do Japonii odbywają się na dwa lotniska – Haneda oraz Narita. Jeśli lądujesz na Hanedzie, to praktycznie jesteś w domu. Jest to lotnisko położone bliżej Tokio, około 25 kilometrów od centrum miasta. Gdy macie już wybraną linię lotniczą, wystarczy znaleźć pasujący Wam lot i kupić bilety. W pełni polecam korzystanie ze stron, które wyszukują najniższe ceny na przelot. Można dzięki temu sporo zaoszczędzić i tym samym podreperować wyjazdowy budżet.

Jeżeli wylądujesz na Naricie, to masz odrobinę gorzej. Czeka Cię 1,5-godzinna podróż jednym z dwóch dedykowanych pociągów jadących w stronę Tokio – Narita Express (zwany NEX) lub Narita Skyaccess. Tutaj drobna przestroga. Jeśli nie będziecie uważnie patrzeć na znaki, które macie wprost pod nosem, możecie się zgubić i zostać bohaterem drugiej części filmu Terminal. Jeśli jednak jesteście świadomi tego, gdzie jesteście, co robicie, przeżyjecie kontrolę paszportowo-celną, uda Wam się zaopatrzyć w gotówkę i znajdziecie odpowiedni peron, to macie na swoim koncie pierwszy mały japoński sukces! 

Optymalne spakowanie rzeczy to podstawa, tutaj na tydzień przed wylotem.

Jeszcze przed wylotem warto przygotować się do wyjazdu poprzez zadbanie o trzy sprawy – internet, konto walutowe z kartą i gotówkę. Uratuje Wam to później dzień, wieczór lub ogólnie ułatwi sprawy po wylądowaniu. 

Jeśli chodzi o internet, to stawki roamingu u każdego z polskich operatorów są horrendalne, więc tę opcję odradzam. Jeżeli korzystacie ze sprzętu, który ma możliwość instalacji karty eSIM, to sprawa jest prosta. Kupujecie przedpłaconą kartę eSim już na lotnisku w Japonii lub używacie aplikacji pokroju Airalo (mój osobisty wybór na większość podróży zagranicznych), która pozwala na zakup karty eSIM i w przypadku tej aplikacji prowadzi Was przez cały proces instalacji i aktywacji za rączkę. Karty, które kupicie w punktach w Japonii, są przedpłacone na określoną ilość GB i zwykle nie ma możliwości dokupienia dodatkowych gigabajtów. W przypadku Airalo możecie dokupić dodatkowy transfer w każdym momencie. Inną opcją jest wypożyczenie modemu 5G i warto tutaj zaznaczyć, że większość wypożyczalni pozwala na wysyłkę sprzętu do punktu odbioru na lotnisku lub bezpośrednio do hotelu, w którym nocujecie. Opcję wypożyczenia modemu polecam, gdy jedziecie we dwoje lub w większej grupie, bo urządzenia pozwalają na podział sygnału, zazwyczaj dla 5 urządzeń. Sprzęt wypożyczyć możecie za pośrednictwem internetu lub znajdziecie punkty świadczące taką usługę bezpośrednio na lotniskach. 

Drugą niemniej ważną czynnością jest wymiana waluty w kantorze, bądź skorzystanie z bankomatu. Wszystkie polskie karty są obsługiwane przez bankomaty sieci 7-Bank. Jeśli nasunęło się wam skojarzenie z siecią 7-Eleven, to macie rację. W obu przypadkach właściciel jest ten sam, więc bankomaty znajdziecie w każdym sklepie sieci. Podróżując po Japonii, gotówkę zawsze warto mieć. Pomimo tego, że Japonia w pełni korzysta z dobrodziejstw płatności kartami oraz zbliżeniowymi (głównie z wykorzystaniem Apple Pay), to udając się poza duże aglomeracje, korzystanie z dobrodziejstw technologii może być utrudnione. Jeżeli zastanawiacie się, jak to wyglądało w moim przypadku, to mimo gotówki pozostałej z poprzedniego wyjazdu (ta starczyła na doładowanie karty transportu publicznego, ramen oraz napój), swoje pierwsze kroki po przylocie skierowałem do bankomatu wspomnianego wcześniej 7-Bank. Przez cały okres podróży korzystałem również z karty i konta Revolut, gdyż posiadam tam konto w Euro, Jenach oraz PLN-ach. W przypadku krótkiego pobytu i chęci zaopatrzenia się w gotówkę dopiero na miejscu, proponuję udać się do kantoru. Kursy na lotniskach są korzystne, niezależnie czy wymieniacie ze złotówek, euro czy dolarów. Nawet już po dotarciu do Tokio, kantory będą dawały możliwość wymiany ze złotówek. Na pewno taki kantor znajduje się w Asakusa Culture Tourist Information Center.

Gdy już udało się Wam wydostać z terminala przylotów i w przeciwieństwie do niżej podpisanego, nie pomyliliście peronu, to powinniście już bez większych problemów dostać się do Tokio. Sama podróż nie trwa krótko, bo prawie 2h, a Waszymi towarzyszami będą głównie inni turyści. Oczywiście będą tam również Japończycy, ale będą udawać, że was nie widzą albo spoglądać z miną w stylu – Matko, kolejni turyści najechali mój kraj!

Jeżeli nie jesteście hardkorami, to dojeżdżając do Tokio posiadacie już rezerwację w hotelu lub zapewnione inne miejsce, w którym będziecie spać. A miejsc, w których możecie odpocząć, jest wiele. Do wyboru oprócz zwykłych hoteli są m.in Ryokany. Ale Wojtku, czym są te owe ryokany? Chciałbym napisać “dawniej”, ale po dziś dzień ryokany to nic innego jak rodzaj gospody, gdzie znajdziesz nie tylko miejsce do spania, ale również zostaniesz nakarmiony. Obecnie działają podobnie jak hotele, są w swoim stylu jednak dużo bardziej bardziej tradycyjne, a serwowane posiłki są wykonane ze świeżych produktów i podawane w tradycyjny sposób. Nie nazwałbym tego typowym doświadczeniem dla turysty, ale bardzo przyjemną i ciekawą opcją noclegu w tradycyjnym miejscu, które od zawsze świadczy takie usługi. Po drugiej stronie skali mamy hotele i apartamenty do wynajęcia i o ile usługi hotelowe stoją na raczej wysokim poziomie, to trafiają się miejsca okropne. A skoro już jesteśmy przy okropnych miejscach, to uważajcie na oferty takiego jednego portalu z powietrzem i BnB w nazwie. Możecie tam bowiem natrafić na piękne zdjęcia apartamentu, który jak się później okaże, znajduje się w nielegalnym burdelu, a oferta hotelowa to zaledwie legalna przykrywka dla takiego przybytku.

Na podstawie własnych doświadczeń stawiałbym zawsze na hotele i ryokany. Szczególnie te drugie dodają trochę takiej magicznej otoczki do pobytu. Bardzo ważna uwaga dla wszystkich tych, którzy do Japonii wybierają się po raz pierwszy – nie spodziewajcie się ogromnych powierzchni w swoich pokojach. Standardowy pokój w hotelu to około 15 mkw, jeśli więc bawią Was memy z nowoczesnych mikroapartamentów, to w Japonii na własnej skórze możecie poczuć, co to znaczy małe spanko. Mimo mniejszych rozmiarów są to w pełni wyposażone pokoje – mamy możliwość przygotowania jedzenia oraz łóżko na dwie osoby i łazienkę. Łazienka w Japonii to w większości przypadków tzw. bath unit, czyli cała łazienka może służyć do mycia, niezależnie czy jesteśmy w głębokiej wannie – tradycyjnej dla Japonii czy stoimy przy umywalce. Takie łazienki są również wyposażone w washlety… wiem, wiem, dużo nowych słów na dzisiejszej lekcji, ale dajcie mi chwilę, bo to się Wam spodoba! Washlety to toalety z funkcją bidetu oraz z takimi… DODATKAMI, jak podgrzewana deska czy melodyjka, która ma nam dać trochę dodatkowej prywatności. 

Podsumowanie, czyli czy jesteście tutaj jeszcze? Teraz będzie na poważnie

Czas na parę słów podsumowania, bo możecie czuć się przytłoczeni zbyt dużą ilością informacji na raz.

Najważniejszym czego potrzebujecie obok biletu lotniczego są paszport i miejsce, w którym planujecie się zatrzymać. To są dwie podstawowe rzeczy, które są Wam potrzebne, żeby móc bez problemu wjechać do Kraju Kwitnącej Wiśni. Dodatkową rzeczą jest przygotowanie sobie kodu QR na stronie Visit Japan. To tam wypełnicie krótki formularz z wszystkimi niezbędnymi danymi, które normalnie podalibyście w punkcie imigracyjnym. A tak tylko pokazujecie kod, przykładacie palce do biometryki, robią wam zdjęcie i off to go – witamy w Japonii. Drugą ważną sprawą jest przygotowanie sobie pieniędzy. To czy wybierzecie gotówkę, czy kartę jest kwestią Waszych indywidualnych preferencji i tego co zapewni Wam lepszy komfort i poczucie bezpieczeństwa. 

Na koniec – bawcie się dobrze w Japonii! Smakujcie tamtejszą kuchnię, poznawajcie ludzi i odkrywajcie ten kraj po swojemu. I niezależnie, czy jedziecie do Japonii, by poznawać jej historię, kulturę, czy motoryzację, uszanujcie jej odmienność, bo jesteście tam gośćmi.

Nie może być dobrego podsumowania, bez wyliczenia ile to wszystko kosztowało. Kwoty obejmują konkretnie mój pobyt od 31 października 2023 do 4 grudnia 2023, czyli ponad 30 dni.
Bilety lotnicze linii LOT: Wrocław – Tokio Narita – Tokio, Klasa biznes – 13 000 zł. Wygodny, bezpośredni lot z Warszawy zapewnił mi nie tylko spokój o bagaż, ale również o sam transfer.

Z uwagi na dość długi pobyt miałem okazję spać w paru obiektach sieciowych, jak i bardziej kameralnych miejscach, a nawet w leśnym domku otoczonym świątyniami, z widokiem na mały wodospad. I tak finalnie, pobyt w Tokio zamknął się w kwocie 6700 zł, Hiroszima – 450 zł, Tsuyama (postój w drodze do Okayamy) – 280 zł, Adatara – 550 zł (warto zaznaczyć, że pobyt tam był współdzielony z 7 innymi osobami). 

Gabloty to integralny element tej wyprawy i nie mogło ich zabraknąć pod żadnym pozorem. Zanim podsumuję czym i za ile jeździłem, muszę wspomnieć jakie dokumenty są Wam potrzebne, by w ogóle móc przejechać choćby 2 centymetry w Japonii.

Na start musicie przygotować sobie Międzynarodowe Prawo Jazdy. Robicie to w swoim lokalnym Urzędzie Starostwa Powiatowego, wypełniając wniosek o prawo jazdy. Zaznaczacie w nim, że chodzi o międzynarodowy dokument zgodny z Konwencją Genewską z 1949 roku (to ona uprawnia was do podróżowania po Japonii), dołączacie zdjęcie i po dwóch tygodniach odbieracie dokument. Wasze międzynarodowe prawko jest ważne przez 3 lata i kosztuje 35 zł. 

W wypożyczalni, oprócz międzynarodowego prawa jazdy, będą wymagać paszportu, a czasami zdarza się, że chcą zobaczyć polskie prawo jazdy. Przygodę za kółkiem zacząłem z Toyotą GR Yaris RS z wypożyczalni Toyota Rent-a-Car, która w sumie kosztowała mnie 6700 zł za 3 tygodnie użytkowania. Tak naprawdę to miałem dwie GR Yaris RS, bo pierwszy był odebrany w Hiroszimie i oddany w Kioto, drugi był z Yokohamy. W każdą podaną cenę wliczone są takie koszta jak paliwo, opłata za autostrady, miejsca postojowe i najważniejsze – ubezpieczenie. Tak, dobrze przeczytaliście, Toyota w Japonii ma własną wypożyczalnię samochodów. Kolejną furką była Mazda RX-7 FD3S, która kosztowała mnie 700 zł za dzień pełen wrażeń za kółkiem. W przypadku FD udało się zaoszczędzić na autostradach, bo jeździłem nią głównie po drogach lokalnych. Drugi pojedynczy rental, czyli Toyota GR86, to koszt 650 zł z przejazdem autostradą na Daikoku. Zarówno Mazdę, jak i Toyotę wypożyczyłem z Omoshiro Rent a Car, które specjalizuje się w samochodach sportowych i tych, z których rynek japoński jest kojarzony najbardziej. FD3S był odebrany z siedziby głównej firmy w miejscowości Noda, GR86 był do odebrania z GR Garage w mieście Saitama. Na koniec, gwiazda wyjazdu, auto, którym z Tokio do Narity dojechałem za 24 zł – Nissan Dayz Highway Star z wypożyczalni Nissan Rent A Car. Nissan jest kolejnym dużym producentem posiadającym sieć swoich własnych wypożyczalni samochodów. Jeden dzień z kwadratowym autkiem, jakim jest Dayz, kosztował mnie 300 zł. W tej kwocie zmieściły się koszta paliwa w kwocie 24 zł. Daje nam to w sumie 8350 zł za miesiąc poruszania się czterema różnymi samochodami. 

Podczas podróży po Tokio czy Kioto wykorzystywałem transport publiczny, więc pozwólcie mi podsumować koszty i w tym przypadku. W Tokio podróżowałem głównie metrem i na ten cel wydałem około 130 zł. Do tego dochodzi transport autobusami w Kioto, który w sumie kosztował mnie 12 zł. Warto przemyśleć korzystanie z Shinkansenów. Jeżeli chcecie szybko dostać się z Tokio na zachód, bądź na północ kraju, jest to najwygodniejszy (obok lokalnych lotów, ale o tych nic nie napiszę, bo nie korzystałem) sposób transportu. Osobiście zainwestowałem w tak zwany JR Pass będący biletem czasowym na jazdę podstawowymi połączeniami sieci Shinkansen. Za połączenia przyśpieszone, obsługiwane maszyną o nazwie Nozomi, która wozi pasażerów na zachód w czasie poniżej 3h, trzeba dopłacić ekstra – 275 zł w jedną stronę. Jeżeli jednak pozostaniecie przy standardowych połączeniach pojazdami o nazwach Hikari i Sakura, to nie musicie nic dopłacać, nawet za rezerwację miejsca (o ile w tych Shinkansenach jeszcze są dostępne). Koszt JR Pass na 7 dni to był wydatek 970 zł.

Na sam koniec zostawiłem sobie tak naprawdę największą zmienną, jaka determinuje budżet wyjazdu – pamiątki, atrakcje, jedzenie. W moim przypadku, o czym przekonacie się kolejnych częściach cyklu, było bardzo dużo zwiedzenia oraz smakowania lokalnych przysmaków. Na 30 dni zaplanowane miałem 15 000 złotych “budżetu jedzeniowego”, który musiałem delikatnie naciągnąć. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby nawet podczas tygodniowego wyjazdu wydać 40 000 zł. Jednak na podstawie własnych doświadczeń sądzę, że budżet 15 000 zł jest optymalny zarówno przy wyjeździe krótszym, powiedzmy dwutygodniowym, jak i dłuższym niż 14 dni.

Kto był ciekawski, ten podliczył. Pamiętajcie jednak, że był to ponad miesięczny wyjazd, wypełniony atrakcjami po brzegi. Praktycznie każdego dnia było coś ekstra, a to wizyta na Japan Mobility Show, a to tydzień na legendarnym Ebisu, więc pamiętajcie, że Wasz wyjazd może być zupełnie inny i kosztować dużo, dużo mniej. Niech więc Was to nie odstrasza i niech Wasz wyjazd będzie skrojony na miarę Waszych oczekiwań i możliwości finansowych.

Mata-ne! I do przeczytania w następnych “Onboardach Japońskich”, gdzie uchylę Wam drzwi do świata pokręconej kultury motoryzacyjnej!

Tekst i zdjęcia: Wojciech Szoka / Drive4Life