#14 DRUGIE ŚNIADANIE: Maciej Wisławski – jestem normalnym człowiekiem, który profesjonalnie wykonuje swoją robotę

#14 DRUGIE ŚNIADANIE: Maciej Wisławski – jestem normalnym człowiekiem, który profesjonalnie wykonuje swoją robotę

Halo, halo, tutaj Maciej Wisławski ze Skierniewic… Takimi serdecznymi słowami rozpoczyna się każda rozmowa telefoniczna z Maciejem Wisławski – jednym z najbardziej utytułowanych pilotów rajdowych w Polsce, a przede wszystkim skromny ogrodnik ze Skierniewic, który pewnego dnia porzucił swoją uprawę szklarniową na rzecz przepięknej rajdowej drogi przez życie. Z okazji okrągłych osiemdziesiątych urodzin spotkałem się z Maciejem Wisławskim, aby porozmawiać o życiu na wysokich obrotach.

Kierowca rajdowy zawsze ufa swojemu pilotowi w stu procentach?

Musi. Zresztą ja zawsze jeździłem z kierowcami, którzy bardzo mi ufali. Do tej pory każdy z nich mówi, że byłem bezbłędnym pilotem i to dzięki temu cieszyłem się ich pełnym zaufaniem. Pilot jest taką osobą, która w każdej chwili musi być pomocna dla kierowcy. I to nie tylko w kwestii rozwijania obrazu drogi, czytania opisu odcinka specjalnego w odpowiednim tempie, w odpowiednim rytmie, a nawet odpowiednim tonem, bo pamiętaj, że nawet intonacją moderujesz kierowcę do właściwej jazdy. Różne sytuacje się zdarzały, ale zawsze byłem przygotowany na wszystko, bo dzięki Bogu mam dużą podzielność uwagi.

W rajdach margines błędu jest niewielki?

Bardzo ważne jest to, żeby pilot nie popełniał błędów. Kierowca ma prawo, natomiast pilot takiego prawa już nie ma. Pamiętam jak w Subaru nagle urwał się lewarek i teczka z moimi notatkami wypadła mi pod nogi. W takiej sytuacji kierowca musi jechać wyłącznie na własny talent, bo ty jesteś wyłączony z rozwijana trasy. Musisz rozpiąć się z pasów, podnieść notatki i przede wszystkim bardzo szybko odnaleźć w nich miejsce, w którym aktualnie jesteście. A przecież auto dalej jedzie. Jest to pewien błąd, ale możemy go nazwać niezawinionym. Natomiast jak kierowca wylatuje z trasy, bo jedzie szybciej niż potrafi, to to już jest wyłącznie jego błąd. Pomyśl sobie jaką masz ogromną satysfakcję z wykonania roboty, w której nie możesz się pomylić, w stosunku do takiej pracy, w której jednak masz jakiś margines błędu. Ja podchodzę do tego egoistycznie. Eliminowanie błędów jest moją własną satysfakcją i moją własną motywacją.

fot. maciejwislawski.com.pl

Krzysztof Hołowczyc i Andrzej Koper, z którymi dzielił Pan rajdówki, rywalizowali również w Rajdzie Dakar. Nie myślał Pan nigdy o tym, żeby sprawdzić się i w takiej formule?

Nigdy, chociaż miałem takie propozycje. Nie muszę jechać na Rajd Dakar, żeby się sprawdzić. Startowałem w wielu rajdach w Ameryce. Zdobyliśmy wicemistrzostwo Rally America z Andim Mancinim. To tam jest prawdziwa szkoła nawigacji! Na Dakarze mówimy o kilometrach, a w rajdach płaskich o metrach.

Po tegorocznym Rajdzie Monte Carlo kibice zgromadzeni na trasie wzbudzili duże oburzenie w mediach, słusznie?

Niepotrzebnie. Ludzi i tak nie zdyscyplinujesz, musiałbyś mieć więcej policjantów i służb niż kibiców, żeby to wszystko utrzymać w ryzach. Nie ma na to szans. Z pokładu samochodu nie widać w ogóle tych ludzi. Kierowca i pilot są tak skupieni na swojej pracy, że widzą tylko jakiś tam szpaler i że tłum czasami się rozstępuje. Szczególnie, gdy szybko nachodzisz na jakiś ciasny element trasy, gdzie jest zbocze, na którym siedzą setki ludzi. Ci z zdolnych rzędów bardzo często, lekko mówiąc – dość nieufnie zaczynają się wycofywać do góry…

Jeśli już o kibicach mówimy, to podobno nigdy Pan nie odmówił chwili uwagi na przysłowiowe zdjęcie…

Nigdy. Spójrz na zdjęcia z rajdów, które wiszą na ścianie. Zobacz jak my jesteśmy obrendowani w różne marki. To zobowiązuje do tego, że nie możesz nikogo odtrącić i odrzucić. To jest twoim obowiązkiem, a dla mnie zarazem przyjemnością, że mogę mieć kontakt właśnie z takimi młodymi ludźmi. Tu masz odpowiedź na twoje pytanie skąd się bierze u gościa, który ma ponad osiem dych na karku taka normalność. Bo ja nie jestem nikim nadzwyczajnym. Jestem normalnym człowiekiem, który wykonuje swoją robotę i czerpie z tego przyjemność.

Pewnym znakiem minionej epoki jest to, że z motorsportu, z powodów prawnych i wizerunkowych, musieli wycofać się sponsorzy z sektora tytoniowego i alkoholowego, a przecież włożyli w ten sport mnóstwo pieniędzy. To duża strata?

I co zrobisz? Czasy się zmieniły, prawo się zmieniło, nic nie zrobisz.  Myślę, że rajdy bardzo dużo straciły. W tej chwili na te topowe samochody stać tylko potężne koncerny fabryczne. Ale popularne energetyki już mogą się reklamować, a przecież mogą być tak samo uzależniające jak papierosy.

fot. Jacek Gdowski / maciejwislawski.com.pl

Czasy się zmieniają, ale dla Pana wciąż ulubiony zestaw towarzyszący przerwie w rajdowej rutynie, to niezmiennie – kawa, kolka i papieros?

Tak, ale papierosa, dosłownie jednego dziennie, zapalam dopiero po pierwszej sekcji drogowej. Czyli start, później zazwyczaj trzy odcinki specjalne i wtedy zjeżdżamy do parku serwisowego. Tam mamy pół godziny przerwy. Wtedy ja sobie siadam na jednym krześle, zdejmuje rajdowe buty, nogi kładę na drugim krześle, sączę małą kawkę i do tego zapalam papierosek. To jest taka moja mała przerwa na rajdzie.

Był taki rajd, gdy usiadł Pan w samochodzie i powiedział sobie – ależ tutaj jest pięknie!?

W Ameryce rzeczywiście mogę powiedzieć, że miałem takie estetyczne spostrzeżenia. Wyobraź sobie, że jedziesz gdzieś nad Pacyfikiem. To jest niesamowite miejsce! Albo w Stanie Waszyngton, gdzie towarzyszą ci tunele z drzew, a do tego niesłychana wilgoć, która wręcz tworzy pajęczyny między roślinami. I to zjawisko występuje tylko tam. Tam faktycznie było pięknie.

fot. Adam Bazydło / maciejwislawski.com.pl

Nie jest trochę tak, że o pilotach często zapomina się w kontekście sukcesów całej załogi rajdowej?

Ja nie narzekam, może dlatego, że zawsze byłem wymieniany. Może przez sympatię dziennikarzy. Ale nigdy mi też na tym specjalnie nie zależało. Ja miałem swoje motywacje do jeżdżenia w rajdach, o których już ci opowiedziałem i nie zależało mi na tym, czy mnie dowartościują w jakiejś gazecie czy nie. Jak jesteś szpanerem, to na pewno jest to ważne. Ale nie dla mnie.

To jaki powinien być dobry pilot rajdowy?

Uważam, że pilot nie może mieć wpływu na pospieszanie kierowcy, czy jego spowalnianie. Pilot ma obowiązek podania danego obrazu trasy, danego jej fragmentu, pewnej klatki z fotografii całej drogi. Kierowca ma dostać to w takim czasie, żeby zdążył zareagować i przygotować się do pokonania każdej kolejnej klatki tego całego obrazu. Bo widzisz, twoim obowiązkiem, jeżeli podejmujesz się czegoś, jest wykonanie swojej roboty najlepiej jak potrafisz. Jeżeli czujesz, że nie jesteś w stanie tego zrobić, to powiedz od razu, że nie dasz rady. To jak z tym Dakarem, o którym już rozmawialiśmy. Skoro wiedziałem, że nie będę w tym dobry, bo nie jest to moja dyscyplina sportu, to podziękowałem. A przecież gdybym pojechał, to wymieniliby moje nazwisko! Jeśli dobrze grasz w ping ponga, to nie zabierasz się bezmyślnie za tenisa.  

Pssst! To tylko prolog rajdu! Drugą część jubileuszowej rozmowy z Maciejem Wisławskim, uzupełnioną świetnymi archiwalnymi zdjęciami, przeczytasz w najnowszym numerze Classicauto (#209).

Magazyn dostępny w dobrych salonach prasowych oraz online tutaj.