#10 DRUGIE ŚNIADANIE: Krzysztof Hołowczyc – o Dakarze i sztuce przekraczania granic

#10 DRUGIE ŚNIADANIE: Krzysztof Hołowczyc – o Dakarze i sztuce przekraczania granic

Energia, energia, energia!  Tak w trzech słowach można podsumować konferencję prasową Road To Dakar, która odbyła się w Łodzi i zapowiadała start zespołu Krzysztof Hołowczyc & Łukasz Kurzeja w Rajdzie Dakar 2024. Po dziewięciu latach, dzięki zaangażowaniu firmy BIO-GEN, która obecnie swoją siedzibę ma właśnie w Łodzi, Krzysztof Hołowczyc powraca na pustynne bezdroża. Będzie to jego jedenasty start w najtrudniejszym rajdzie świata. Dla pilota – Łukasza Kurzei, będzie to debiutancki występ. O przekraczaniu granic, moralności w rajdowej rzeczywistości i wielkim powrocie mieliśmy okazję porozmawiać w cztery oczy z Krzysztofem Hołowczycem.

Na dzisiejszej konferencji pojawiło się dużo analogii do gór wysokich, do wyzwań, przekraczania własnych granic, czy choćby – braku tlenu, którego doświadczaliście w Ameryce Południowej. Czy z Rajdem Dakar nie jest trochę jak z Himalajami? Jak już ktoś zasmakuje tych najwyższych gór i upatrzy sobie taki jeden wymarzony szczyt, to ciężko odpuścić?

Tak, tak jest, całkowita prawda! Dakar jest takim miejscem, gdzie ciągle przekracza się granice. Ja nigdy nie myślałem, że moja fizyczność będzie narażona na przejście przez miejsca i sytuacje, które wydają się już niemożliwe do wytrzymania. Zawsze jak przekraczam taką granicę, na przykład, gdy trenuję i zaczyna brakować mi tego przysłowiowego tlenu, to wtedy mówię sobie – jesteś na Dakarze, musisz przeciągnąć! Jeszcze ten jeden kawałek! To jest niesamowite jakie mamy faktycznie zupełnie inne możliwości, niż te, które nam się wydaje, że mamy. To jest cudowne uczucie przekroczyć taką granicę. Być w takim miejscu, gdzie jest ciemno, gdzie jest koniec, gdzie zaczyna brakować tlenu i nagle… wracasz! Mówisz wtedy sobie – zrobiłem to! To było straszne! Nienawidzę tego! Ale zrobiłem to! Wtedy jesteś lepszy dla samego siebie i wiesz, że ta granica twojej wytrzymałości jest dużo dalej niż twoja wyobraźnia sięgała.

A Dakar to miejsce, gdzie lepiej żeby tej siły i chęci przeżycia nie zabrakło…

Pewnie! Jak jesteś świetnie przygotowany, masz dobry sprzęt, to jesteś w takiej strefie komfortu i przeświadczeniu, że wszystko działa. Po prostu jedziesz. Ale czasem trzeba wyjść z tej strefy. Zobacz, kiedyś na Dakarze jechałeś i czasem nie wiedziałeś dokąd. Ludzie się gubili, przez przypadek wjeżdżali do innych krajów, a tam trafiali do więzienia. Ja pamiętam takie Dakary, w których jeździliśmy przez pola minowe. Wtedy nam mówili – tylko pamiętajcie musicie jechać pomiędzy tymi pochodniami, bo jak ktoś zjedzie to wybuchnie…. i jedna ciężarówka wyleciała wtedy w powietrze. To były niesamowite czasy, ale Dakar się zmienia. Dużo bardziej szanuje się teraz ludzkie życie, bo przecież wszyscy chcemy się zobaczyć na mecie. Ale organizator mimo wszystko dokłada starań, żeby za łatwo nie było. Na najbliższym Dakarze będzie taki odcinek, podczas którego przez 48 godzin będziemy zupełnie bez dostępu do cywilizacji, nawet bez kontaktu telefonicznego. I musisz to przetrwać.

Przy rywalizacji na takim poziomie, do tego toczącej się przez dwa tygodnie w warunkach podwyższonego ryzyka, jest jeszcze miejsce na człowieczeństwo – na pomoc innej załodze, po prostu drugiemu człowiekowi?

Zdecydowanie i to jest cholernie ważne! Pamiętam takie Dakary, na których wyskakiwaliśmy z auta z Jean-Marc’iem i pomagaliśmy każdemu na trasie. Wtedy wydawało nam się, że to po prostu ludzkie i prawdziwe. Ale z drugiej strony musisz mieć świadomość, że w takiej sytuacji, gdy ciągle się zatrzymujesz, to pozbywasz się szansy na walkę i przede wszystkim zwycięstwo. Są takie momenty, a nawet sytuacje, które są dokładnie opisane w przepisach, w których musisz zareagować i koniec, bo ludzie życie jest najważniejsze. Teraz jest też to na tyle dobrze pomyślane, że odejmuje się ten czas, który poświęciłeś na prawdziwą pomoc. To jest bardzo ważne i jest to fair play w tej grze. Życie ludzkie jest najważniejsze, bo umówmy się – możemy się ścigać i walczyć, ale na końcu jesteśmy ludźmi.

A często rywalizujecie z kolegami, a nawet przyjaciółmi, z którymi poza rajdówką wypadałoby sobie jeszcze kiedyś podać rękę…

Dokładnie. Ale wiesz, są różne rodzaje pomocy… bo co innego jak ktoś się zakopał, stoi z liną i cię prosi o wyciągnięcie. Ciebie to kosztuje raptem pół minuty. Przyczepić linę, szarpnąć auto, wyciągnąć go z bałaganu i jedzie dalej. I w takim momencie trzeba myśleć o strategii – komu pomóc, a kogo raczej nie zauważyć. Bo jeżeli to jest twój prawdziwy przyjaciel, ale wciąż konkurent, i on pomoże kiedyś tobie, to warto się zatrzymać. To już niestety jest pewna strategia. Tak naprawdę takie zakopane auto może postać trochę dłużej… przyjedzie po niego jego ciężarówka serwisowa i mu pomoże. Nic mu nie będzie.

To będzie powrót na Dakar po dziewięciu latach przerwy. Co się działo w tym czasie?

Działy się różne rzeczy. Raz do roku jechałem sobie na Baja Poland. Wynajmowałem dobry samochód i się ścigałem. Ale jak to się mówi, to taki rajd dookoła komina, na swoim terenie, w Polsce, na dużej świeżości. Zawsze pierwszy rajd wychodzi dobrze, właśnie przez tę świeżość. Ale w pewnym momencie, po mojej ciężkiej chorobie, jak wiesz przeszedłem raka i wtedy to wyglądało na koniec… uświadomiłem sobie, że naprawdę warto robić rzeczy, które się kocha. Komfortowe życie, które mam, fajny dom, fajna rodzina, wszystko dobrze działa, a jednak potrzebuję wyzwań. Potrzeba tego CZEGOŚ. Tego czegoś wyjątkowego, co daje Dakar!

Jak wyglądał początek współpracy z firmą BIO-GEN, bo to ważny element tego powrotu?

Spotkałem się z Jarkiem, opowiedziałem mu o swojej pasji i on to po prostu poczuł, a do tego był w stanie sfinansować moją chęć rywalizacji. Przejechaliśmy w ostatnim sezonie 14 rajdów z czego 8 wygraliśmy, to o czymś świadczy. A zaraz staniemy na stracie Rajdu Dakar z bardzo dobrym zespołem. I jestem gotowy na rywalizację na najwyższym poziomie. To, że BIO-GEN ma ogromne ambicje i chce być najlepszą tego typu firmą na świecie, to się idealnie wpisuje w moje życie, szczególnie to sportowe. Chcę być najlepszy, walczyć o zwycięstwa. Jarek ma podobne spojrzenie, tak samo jak ja wierzy w to, że zwycięstwo jest esencją wszystkiego. Oczywiście można też przegrać. Trzeba wtedy spokojnie wyciągnąć wnioski. Jarek czasem mi mówi – ty wiesz jak ja cieszę się z przegranych? Z tego można się tyle nauczyć. I to jest wielkość zarówno w sporcie, jak i w biznesie. Jarek powtarza, że on nie walczy o to, żeby mieć coraz to większe pieniądze. On walczy o to, żeby osiągać cele, a przy okazji wspierać. Zobacz ile dobrego dał WOŚP-owi przez kilka ostatnich lat. I to jest realne wsparcie, a nie tylko takie, żeby to ładnie wyglądało z zewnątrz. Pracuję z naprawdę wspaniałym człowiekiem i mam tę świadomość, że jego wsparcie jest dla mnie ogromną siłą. Jedziemy, walczymy, jesteśmy gotowi.

To będzie Twój jedenasty raz na Dakarze, za to dla Twojego pilota Łukasza Kurzeji, to będzie debiut w tej imprezie…

Łukasz to wspaniały człowiek, mój przyjaciel. To jego debiut, ale myślę, że jest bardzo dobrze przygotowany i jest szalenie ambitny. Wiadomo, boi się tego co tam zastanie, ale wie, że jego przygotowanie przez ostatni sezon wniosło bardzo dużo nowych umiejętności.   

Dwa lata temu Łukasz w jednym z wywiadów, zapytany o rywali powiedział, że przecież na tym rajdzie też ścigają się ludzie, a nie maszyny. Co więc was wyróżnia na tle innych?

Łukasz jest bardzo ambitny. Przede wszystkim bardzo wierzy w nasz zespół i nas. Czasem zwraca mi uwagę – zrozum, jesteśmy szybcy! My naprawdę potrafimy! Jeśli tylko ten sprzęt wytrzyma, to zrobimy wszystko co potrafimy, żeby wygrać, a jesteśmy bardzo silni.

Czyli w 2024 roku Nasir al-Atijja musi zrezygnować z kolejnego trofeum na półce?

Wiesz, jedzie bardzo wielu dobrych zawodników. Loeb jest na pewno gotowy.  Jest też mnóstwo innych dobrych zawodników w stawce i bardzo dużo dobrych samochodów. Będzie ciężko. Myślę, że ten początek jak przejedziemy w pierwszej dziesiątce, to będzie bardzo dobrze. Ale kroczek po kroczku będziemy pięli się do góry. Chcemy jechać czysto i przede wszystkim cały czas konsekwentnie walczyć o coraz lepsze miejsce.

Jesteśmy specjalistami od śniadań, więc nie możemy odpuścić tego tematu. Co się je na Dakarze?

Dakar jest miejscem, na którym mamy specjalistów od jedzenia i to oni je przygotowują. Raczej dużo białka, dużo odżywek, rzeczy, które łatwo przyrządzić, a przynoszą ogromną ilość energii. Nie ma niestety czasu na wykwintne śniadanko, takie jak przygotowuję sobie w domku. Moje ukochane jajeczka i takie rzeczy, które uwielbiam sam konstruować w kuchni. Na pustyni jesteś maszyną, która ma być nakarmiona. Masz mieć dużo kalorii ze zdrowego i twardego pożywienia, które możesz spalić i wykorzystać podczas kolejnego odcinka specjalnego.

Jesteśmy dzisiaj w Łodzi, więc nie mogę nie zapytać. Jedynym zespołem z Polski w Waszej kategorii będzie zespół PROXCARS TME Rally team. Za kierownicą Toyoty pojawi się Łodzianka – Magdalena Zając, a jej pilotem będzie Łukasz Czachor. Poznaliście się może?

No pewnie! Z Madzią spotykaliśmy się podczas Pucharu Europy. Wspaniale, że ma do tego pasję, że ją do tego ciągnie. Należy się cieszyć, że Polacy startują w Dakarze.

Obaj lubimy klasyki, a teraz coraz większą popularnością zarówno w Maroko, jak i na Dakarze, cieszy się kategoria Classic. O ile już sam Dakar jest wyzwaniem, to przejechanie go klasykiem jest wyzwaniem do potęgi? 

To jest trochę coś innego, tam nie ma wyścigu, a jest regularność. To dla sportowca jest trochę ciężkie, bo my chcemy jechać jak najszybciej, a nie regularnie – czyli tutaj wolniej, tam szybciej. Przejechać Dakar, te wydmy i pustynię klasykiem, to jest naprawdę coś. Śmieję się, że moje BMW niebawem będzie klasykiem, więc dwa, trzy lata i się nada.

Zdjęcia: materiały prasowe Hołowczyc Racing