W Hotel de France śpi się szybko
Z pewnością wyścig 24h Le Mans nie kojarzy się nikomu ze snem w wygodnym hotelowym łóżku. Prędzej z materacem ułożonym w padoku i dosypianiem na warsztatowym krzesełku pomiędzy kolejnymi zmianami kół. Jednak w miejscowości La Chartre-sur-le-Loir, oddalonej o ok. 50 minut od toru de la Sarthe, znajduje się niepozorny hotel, który stał się legendą przyciągającą fanów motoryzacji i historii motorsportu.
Opcji na spanie jest kilka
Podczas Le Mans Classic widziałem ludzi śpiących na trybunach i uważam, że jest to wielkie poświęcenie zasługujące na słowa uznania. Wytrzymanie całonocnego hałasu generowanego przez pędzące bolidy i pogodzenie tego ze snem, to prawdziwa sztuka cierpienia. Niektórzy potrzebują choć odrobinę wygody i dla tych przygotowano camping. Ten zresztą znajduje się na terenie toru, co również nie do końca gwarantuje odpowiedni odpoczynek. Tam namioty stają w towarzystwie egzotycznych samochodów, tworząc niepowtarzalny klimat. Dla tradycjonalistów pozostają hotele i kwatery w samym Le Mans lub pobliskich miejscowościach, jak Arnage i Mulsanne. Jednak my przenieśmy się do miejsca oddalonego o ok. 50 km od głównej areny zmagań, czyli do miasteczka La Chartre-sur-le-Loir.
To tutaj znajduje się Hotel de France, który wybraliśmy na naszą bazę wypadową, a w zasadzie został nam wybrany, o czym nieco później. Po raz pierwszy nazwa hotelu została użyta w 1905 roku, gdy budynek przy Place de la République 20 zakupili Alexandre i Marie Pasteau. W 1926 roku miejsce przejął ich syn Raoul, który poczynił pewne udoskonalenia, dzięki którym miejsce stało się nowocześniejsze. Pojawiła się bieżąca ciepła i zimna woda, a nawet telefon. W latach 30. XX wieku hotel przeżywał prawdziwy rozkwit. Na każde piętro doprowadzono centralne ogrzewanie i przynajmniej jedną łazienkę. Z tego okresu pochodzi też fasada w stylu art deco, którą w zasadzie w niezmienionej formie można podziwiać do dziś. Obecnie właścicielem jest miłośnik klasycznej motoryzacji Martin Overington, do którego należy Bentley Blower, którego regularnie można spotkać w pobliżu hotelu.
Spokojnie, rozkręcimy to w ogródku
Najciekawszy rozdział w historii Hotelu de France rozpoczął się na początku lat 50. XX wieku. Jak głosi popularna motorsportowa legenda mały rodzinny hotelik, w niepozornej mieścinie, został odkryty przez Johna Wyera. Brytyjczyk był inżynierem i na przestrzeni lat szefem kilku zespołów wyścigowych, z którymi odnosił liczne zwycięstwa w różnych seriach wyścigów wytrzymałościowych. Po raz pierwszy do La Chartre-sur-le-Loir przyjechał w 1953 roku wraz z teamem Astona Martina i uczynił to miejsce bazą wypadową na tor de la Sarthe na długie lata. Na tyłach hotelu i między budynkami, czyli używając pięknego staropolskiego określenia w tzw. obejściu, przygotowywano samochody do sesji kwalifikacyjnych i wyścigów. Następnie drogami publicznymi dojeżdżano do Le Mans. Takie rozwiązanie praktykowano aż do połowy lat 70. W 1959 roku team Aston Martin dowodzony przez Wyera wygrał rywalizację w Le Mans samochodem DBR1, prowadzonym przez Roya Salvadori i Carrolla Shelby’ego. Bazą zespołu był oczywiście Hotel de France. Zachowało się wiele fotografii z tego okresu, które dzisiaj zdobią hotelowe ściany i uprzyjemniają poranną kawę.
Zdjęcia pochodzą z archiwum Hotel de France.
Długa lista gości
Wyer zmieniał teamy. Z Astona przeszedł do Forda, a następnie do, sponsorowanego przez Gulf Oil, J.W. Automotive Engineering Ltd, ale pozostał wierny hotelowi. Z czasem Hotel de France zapracował sobie na motorsportową renomę i stał się miejscem kultowym. To przyciągało kolejnych zawodników wraz z zespołami. Lista gości, którzy zatrzymali się w jego gościnnych progach jest niezwykle długa i imponująca, bo wśród przyjezdnych jest wielu zwycięzców 24h Le Mans. Na liście są takie osobistości jak Stirling Moss, Jo Siffer, Mario Andertti, Jacky Ickx, Derek Bell, Carroll Shelby, Richard Attwood, Bruce McLaren, Graham Hill, Frank Williams. Tutaj też spał Steve McQueen podczas kręcenia filmu Le Mans w 1971 roku. Na pamiątkę tych wydarzeń, niektóre z pokojów noszą nazwy po swoich słynnych gościach. Nieustannie do hotelu ściągają liczne kluby samochodowe organizując w tym miejscu przystanki podczas wypraw i przejażdżek.
Niespodzianka!
O tym, że podczas wyjazdu na Le Mans Classic będziemy spali właśnie w Hotelu de France dowiedzieliśmy się… dzień przed wyjazdem do Francji. Miała to być dla nas niespodzianka od Team Bołtowicz i faktycznie była. Ale jeszcze bardziej zaskoczyło nas samo zakwaterowanie. Do hotelu dotarliśmy po północy, a tam na dobre trwała impreza. Ludzie siedzieli w ogródku gwarnie dyskutując przynajmniej w trzech różnych językach. Przy tym popijali wino, zagryzając bagietką i serami… a na placu towarzyszyły im wyjątkowe maszyny, takie jak Alfa Romeo 8C, Lancia Fulvia Zagato, Cobry, MG i wiele innych. Nie pozostało nam nic innego jak rozpakować rzeczy i udać się na bardzo późną kolację!
Nie chce się wyjeżdżać
Sam hotel jest wyjątkowo przytulną przystanią podczas podróży. Pokoje są gustownie urządzone, schludne i wygodne. Z pewnością gwarantują odpowiedni relaks po długiej trasie lub wyczerpującym dniu na torze. Największą przyjemnością są jednak śniadania niespiesznie spożywane w ogródku przed hotelem. Przy kawie i croissantach czas płynie zdecydowanie wolniej. Podczas krótkiego porannego relaksu będziecie mieli okazje spoglądać nie tylko na auta zaparkowane na placu przed hotelem. Bardzo często wąską uliczką sąsiadującą z ogródkiem przeciskają się Porsche, Ferrari, Lotusy i inne klasyki. Przypomina to obrazy spod kasyna w Monako, gdzie każdy przyjeżdża się pokazać. W niedzielny poranek zawsze ktoś wpada tutaj na kawę! C’est la vie!
Tekst: Sławomir Poros
Zdjęcia: Maciej Jasiński / Wojtek Szoka