Onboardy Japońskie #6 – Honda S660:  Wielka podróż małym autkiem

Onboardy Japońskie #6 – Honda S660: Wielka podróż małym autkiem

Wiosenna wizyta w kraju miłośników pokojówek i smażonej ośmiornicy nie mogła się obyć bez doświadczenia samochodu, który siedział w mojej głowie od jakiegoś czasu. Jednego słonecznego dnia wsiadłem do pociągu i ponownie wyruszyłem do swojego ulubionego miejsca – wypożyczalni Omoren w Nodzie. 

Idąc ze stacji Unga rozmyślałem o tym, czy kolejny bohater onboardów japońskich udźwignie status “legendy”, który wytworzył się w mojej głowie wokół tego modelu i jego poprzednika – Hondy Beat. Na chwilę z tego zamyślenia wyrywa mnie widok sakur w parku Ungamizube. Przechodziłem tam wielokrotnie, ale dopiero teraz miałem okazję uświadomić sobie, że drzewa, które mijałem to wiśnie. Piękny widok i takie malutkie odhaczenie tematu Hanami na liście.


Wróćmy jednak do bohatera tej historii. Docieram na plac wypożyczalni i od razu dostrzegam samochód, którym miałem w planie pojechać na wiosenne Drift Matsuri. Biała Honda S660 ModuloX stoi i nie będę was oszukiwał, wygląda dość komicznie przy RC-Fie zaparkowanym obok. Słyszę rozmowę osób wypożyczających Lexusa, mówią o tym, że będą jechać nim na weekendową wycieczkę i mają dużo bagażu. Pomyślałem o tym, że mój bagaż na najbliższy weekend zajmie połowę małej Hondy. Przywitany z uśmiechem przez obsługę szybko wypełniłem dokumenty, zapoznałem się z zasadami wypożyczenia karty ETC do płatności za autostradę i odebrałem samochód. Zostałem zaznajomiony z systemem zdejmowania materiałowego dachu oraz poinformowany, że bagażnik z przodu jest przeznaczony tylko na ten dach.


Wsiadłem do S660 i… kurde, skłamałbym pisząc, że jestem przytłoczony tym, co oferuje mała Honda. Mamy zestaw podstawowych wskaźników, które przypominają mi bardzo te, które widziałem w swoim CR-Z. Zresztą zapożyczeń z innych modeli Hondy jest dość dużo i osoby mające do czynienia z modelami Jazz/Fit, Civic czy właśnie CR-Z szybko wyłapią elementy wspólne. Na duży plus zasługuje kompaktowość konsoli centralnej, która posiada kontrolki potrzebne do tego, co najważniejsze – klimatyzacji. Radio oraz resztę systemu infotainment obsługujemy głównie przyciskami na kierownicy oraz za pomocą ekranu dotykowego. Panel centralny posiada jedynie przełącznik do wyszukania stacji radiowej oraz regulacji głośności. Praktycznie! Poniżej znajdziemy dość małą przestrzeń na drobne rzeczy, port USB, HDMI oraz Power Outlet, czyli gniazdo 12V.

Będąc już w trasie, dostrzegam natychmiast pierwsze plusy i minusy tego samochodu. Plusem są niewątpliwie fotele, które, jak mnie poinformowano, są zmienione względem serii i w ModuloX mają lepsze trzymanie boczne. Jestem w stanie w to uwierzyć, bo pomimo swojego gabarytu nie czułem dyskomfortu podczas jazdy. Powiedziałbym, że pomimo mojej wagi w aucie czułem się bardzo dobrze. Podobnie sprawy się mają z przestrzenią na ręce i nogi. Nie było potrzeby otwierania szyby w celu uniknięcia uczucia ścisku we wnętrzu. Powiem więcej, mogłem bez problemu oprzeć prawe przedramię na podłokietniku w drzwiach. Minusem jest natomiast głośność auta. Przez to, że mamy za plecami silnik 660ccm z turbo podczas dynamicznej jazdy jest głośno, czasami nawet bardzo. I o ile dźwięk blow-offu wywołuje uśmiech na twarzy, tak praca trzycylindrowej jednostki może zmęczyć. Na ratunek przychodzi audio, a to jest na tyle sprytnie zamontowane, że zarówno pasażer, jak i kierowca mają wbudowane głośniki w zagłówek, a same głośniki nie należą do takich z najniższej półki.

Dojechałem do Tokio i po zaparkowaniu mogłem przyjrzeć się trochę tej wersji. ModuloX jest usportowioną wersją zwykłej S660. Mamy dołożone dokładki zderzaków, lekkie felgi oraz czerwony miękki dach. Całość wygląda bardziej jak mała wyścigówka niż miejskie autko. Wprawne oko zauważy też, że sam samochód jest niższy niż “cywilny” S660 oraz posiada nawiercane tarcze hamulcowe. Prawdziwy sportowiec. Mówiąc już o wersji Modulo – w środku widać te dodatki. Mamy czerwone skórzane wstawki na fotelach, kierownicy oraz boczkach, elementy dekoracyjne konsoli centralnej oraz boczków drzwi udające włókno węglowe oraz dekoracyjne dywaniki wersji ModuloX. Całość prezentuje się bardzo przyjemnie, a wisienką na torcie jest blaszka znamionowa z numerem nadwozia. Classy!

No dobrze, ale jak to jeździ? Czy dorównuje wyglądowi? Zaspoileruję – oj tak. Fakt, że ten samochodzik ma trzycylindrowy silniczek z turbo i generuje jakieś 64 konie mocy, nie sprawia, że jest mało dynamiczny. Jak na to, co go napędza, to mocy jest aż nadto. Oczywiście duża w tym zasługa turbiny, która dokonuje cudów, by doładować ten maleńki silnik. Lekkie nadwozie tylko pomaga i dynamiczna, szybka jazda nawet ze mną za kółkiem oraz plecakiem (sumarycznie 120kg ekstra) sprawia masę frajdy w zakrętach. Krótki rozstaw osi, precyzyjny i bezpośredni układ kierowniczy sprawdzają się bardzo dobrze na krętych drogach. Swoje dokłada też krótka i precyzyjna skrzynia – 6 biegów! Napęd jest przekazywany na tył i na wilgotnej nawierzchni auto lubi zarzucić tyłem. Jeżeli ktoś wam mówi, że czuje się w nowoczesnym Mini jak w gokarcie, to nic nie wie o jeździe sportowym kei carem pokroju S660. Mała pojemność i turbo sprawiają, że Honda jest bardzo łasa na paliwo. W zależności od stylu jazdy spalanie wacha się między 4 a 12 litrów na 100 km. Oczywiście wielu z was informacja o tym, że auto ma 64 konie może skutecznie rozśmieszyć lub zniesmaczyć, ale dajcie szansę temu małemu wojownikowi.

Słowem podsumowania nadmienię, że auto takie jak S660 jest idealnym wyborem do miasta. Pomimo masy frajdy, jaką mi dawał na trasie między ośrodkiem wypoczynkowym i Ebisu oraz w podróżach po mniej miejskich regionach, to jednak najlepiej sprawdza się ten samochód w miejscach tak zurbanizowanych, jak Tokio. Genialna widoczność, małe rozmiary i responsywność zarówno w operowaniu gazem, jak i kierownicą doskonale pomagały manewrować nawet w najwęższych uliczkach. Parę razy pojechałem do Akihabary i z miejsca parkingowego wyjazd prowadził uliczką, która ledwo mieściła liczne wycieczki. Operowanie tam S660 przyciągało uwagę ludzi (obcokrajowiec w kei-carze, lawirujący między dziewczynami ubranymi w stroje “lolita”, kocio-pannami i innymi pokojówkami – wyobraźcie to sobie!), ale jednocześnie dawało mi to poczucie, że nikogo nie przejadę i nie zdemoluje połowy Tokio. Samochody klasy “Kei”, czyli tej najmniejszej stają się coraz popularniejsze w naszym kręgu kulturowym, osobiście bardzo mnie to cieszy, bo jest wiele ciekawych egzemplarzy, a S660 w topowej odmianie ModuloX tylko wpisuje się w ten trend. Oddawałem auto z uśmiechem na twarzy, bo pomimo małego rozmiaru, dało mi masę frajdy z jazdy. Czy dorównało wyobrażeniom tworzonym latami w mojej głowie? Oczywiście, że tak!

Polecam wam spróbować kei-carów, gdy będziecie w Japonii lub gdy wpadnie wam jakiś w ręce u nas. Na pewno będziecie się doskonale bawić!

Zdjęcia: Wojciech Szoka, Omoren Rent-a-Car