Ostatnie Śniadanie & Gablota w Krakowie w 2023 roku za nami! Po raz kolejny dopisało nam słońce, do którego w tym sezonie mieliśmy szczególne szczęście. To były piękne trzy edycje w Strefie Błonia. Dziękujemy Wam bardzo za obecność i za stworzenie wyjątkowej atmosfery na każdym naszym spotkaniu. Teraz chwila na naładowanie akumulatorów i wracamy do Was na wiosnę!
Premierowe ŚnG w Bielsku-Białej nie miało szczęścia do pogody, za to ludzie dopisali fantastycznie! Jesteście wspaniali, że mimo deszczu odwiedziliście nas tego dnia w Restauracji Gallo Nero i zjedliście z nami śniadanie. Czujemy, że tworzy się w Bielsku wyjątkowa śniadaniowa społeczność. Dziękujemy za wszystkie przemiłe rozmowy i obiecujemy, że wrócimy do Bielska już niedługo, tym razem przyciągając słońce!
Dziękujemy także partnerowi wydarzenia – ZygZak Karting za zorganizowanie gokartowej rywalizacji!
34 stopnie w cieniu i sezon urlopowy nie przeszkodziły Wam, żeby po raz kolejny zapełnić Strefę Błonia po brzegi wyjątkowymi samochodami i wspaniałymi ludźmi! Dziękujemy Wam, że byliście z nami i do zobaczenia na kolejnej edycji!
Last but not least! Kraków jako ostatni z miast otwierał swój sezon regularnych Śniadań, ale cóż to było za otwarcie! Po raz kolejny zapełniliście Strefę Błonia po brzegi pięknymi samochodami i Waszymi uśmiechami, co staje się już tradycją. Dziękujemy Wam bardzo, że byliście z nami w tym dniu i do zobaczenia na kolejnej lipcowej edycji!
Partnerem naszego otwarcia sezonu było KURO i KURO Luxury, które zaprezentowało część swojej niezwykłej floty! KURO od wielu lat zajmuje się w Krakowie kompleksową pielęgnacją samochodów oraz pełnym zakresem usług mechanicznych, modyfikacji i tuningu. I co ciekawe sąsiaduje ze Strefą Błonia, areną naszych krakowskich Śniadań, więc koniecznie zajrzyjcie do nich przy następnej okazji.
Pierwsze w tym sezonie Śniadanie & Gablota Classic za nami! W piękną słoneczną niedzielę Dwór w Tomaszowicach pod Krakowem zapełnił się wieloma ciekawymi klasykami i jeszcze ciekawszymi ludźmi. Dziękujemy Wam wszystkim za obecność, wspaniałą atmosferę i pełne pasji rozmowy. To był genialny czas i cieszymy się, że mogliśmy spędzić go z Wami. Więcej o idei ŚnG Classic przeczytacie tutaj. Tymczasem zapraszamy na relację z Tomaszowic, którą przygotowali dla Was kolejno Michał Orzech, jacekrk i skxphoto.
Konkurs elegancji The ICE w szwajcarskim St. Moritz to wbrew pozorom jedno z najgorętszych wydarzeń w roku na motoryzacyjnej mapie Europy. Kilkadziesiąt niezwykle rzadkich i wyjątkowych klasycznych samochodów rywalizuje ze sobą na zamarzniętym jeziorze w najlepszy możliwy sposób – ślizgając się po jego tafli! Skuszeni zdjęciami wybraliśmy się w podróż do Szwajcarii, aby przekonać się czy lód na jeziorze w St. Moritz wytrzyma nacisk naszych oczekiwań względem tej niezwykłej imprezy.
W poszukiwaniu zimy
Tegoroczna zima nie jest łaskawa dla motoryzacyjnych imprez. Mieliśmy wielkie plany zrelacjonować dwa najciekawsze zimowe wydarzenia w sezonie, ale niestety styczniowe GP ICE Race w austriackim Zell am See zostało odwołane z uwagi na brak śniegu. Podobne obawy mieliśmy względem The ICE, tym bardziej, że odbywało się na środku jeziora! Nie chcieliśmy w żadnym wypadku przekonać się na własnej skórze jak jest głębokie. Jednak tym razem szczęście dopisało organizatorom i lód był wystarczająco gruby, żeby event mógł się odbyć.
The ICE był wysoko na liście wydarzeń do odwiedzenia u większości członków naszej ekipy. Postanowiliśmy więc połączyć przyjemne z pożytecznym i wybraliśmy się do Szwajcarii w 5-osobowej ekipie, co oprócz jeszcze większej ilości materiałów z imprezy zapowiadało także dużo śmiechu. Początkowo planowaliśmy wyruszyć z rana dzień przed wydarzeniem, ale widząc na Instagramie trzy Pagani śmigające po jeziorze zdecydowaliśmy się ruszyć już w nocy, by nie przegapić zbyt wiele backstage-owej akcji. Naszym śniadaniowozem w tej podróży miał być Ford Transit Custom, który może nie niósł ze sobą wielu emocji, ale biorąc pod uwagę nasze nienaganne sylwetki zapewniał nam odpowiednią przestrzeń i wygodę. Czas ruszać w drogę!
Trasę pokonaliśmy sprawnie robiąc typową sztafetę za kierownicą, dzięki czemu o rześkim poranku towarzyszyły nam już górskie szczyty. Alpy jak zawsze wyglądały fenomenalnie, większość tras jest krętych i aż prosi się, żeby pojechać tam czymś lepszym niż Ford Transit. St. Mortiz położone jest na wysokości ponad 1800 metrów n.p.m., więc zapierających dech w piersiach widoków nie brakowało.
Dzień 0
Kiedy dojechaliśmy na miejsce od razu skierowaliśmy się w stronę jeziora, aby zobaczyć kulisy przygotowań do imprezy. Widząc topniejący przy brzegach lód, a właściwie jego miejscowe braki mieliśmy pewne wątpliwości, czy na pewno to tutaj następnego dnia tysiące ludzi i kilkadziesiąt samochodów będzie poruszać się po jego tafli. „Dobra, tylko nie wysyłajcie zdjęć tych dziur mojej mamie, bo będziemy musieli wracać.” – próbowaliśmy dodać sobie otuchy mijając ogromną wyrwę w lodzie przy głównym wejściu na jezioro…
Tego dnia na głównej arenie nie działo się zbyt wiele, ale załapaliśmy się akurat na sesję zdjęciową ekipy Mercedes-Benz Museum, która przywiozła do St. Moritz m.in. prototypowy model C111 i wyścigowe 300 SLS. Spotkaliśmy także uroczą parę petrolheadów – Merlina McCormacka i Georgię Peck, czyli team Duke of London, którzy w St. Mortiz pojawili się z premierowym restomodem Georgii – Land Roverem Series III.
Po krótkim spacerze udaliśmy się jeszcze na pobliski podziemny garaż, w którym stacjonowały samochody uczestników. Ekipy dopiero powoli się zjeżdżały, ale na miejscu czekała nas już reprezentacja Pagani z Codalungą na czele, kilka pięknych Maserati, reprezentacja przedwojennych wyścigówek oraz trzy krwiście czerwone Lamborghini – Countach i dwie Miury.
Rozgrzewka zaliczona, pora na danie główne!
Dzień statyczny
The ICE St. Mortiz, czyli International Concours of Elegance składa się z dwóch części – dnia statycznego i dnia dynamicznego. Dzień statyczny to głównie prezentacja samochodów konkursowych. Można było sobie podejść i zobaczyć z bliska auta biorące udział w wydarzeniu, a także ich posłuchać, ponieważ jury konkursu oceniało nie tylko prezencję samochodu, jego zgodność historyczną, ale również dźwięk silnika. Co cieszyło przede wszystkim zgromadzonych widzów, którzy przy każdym odpaleniu silnika wprost frunęli do samochodu niczym pszczoły do kwiatka (żeby nie określić tego bardziej dobitnie). A my wraz z nimi…
W konkursie brało udział około 40 samochodów, a każdy wyjątkowy i niesamowity! Zacznijmy od kategorii One-Off, czyli samochodów wyprodukowanych w jednym egzemplarzu. Tutaj mieliśmy okazję podziwiać m.in. Lancię Stratos Zero, Lancię Sibilo, Ferrari 166MM/212 Export „Uovo”, czy Lincolna Indianapolis. Wśród aut przedwojennych królowały Auto Union Type C, Alfa Romeo 8C Monza i dwa Bugatti Type 35. Z okazji 100-lecia wyścigu Le Mans mieliśmy także kategorię Le Mans 100 z Ferrari 250 Testa Rossa Lucky Belle na czele. To tylko kilka z wielu niezwykłych samochodów, które zjawiły się w St. Mortiz zasilając bardzo mocny skład tegorocznego konkursu.
The ICE to nie tylko samochody, ale również ludzie, którzy w równym stopniu co pojazdy tworzą klimat tej imprezy. Stroje z epoki, wyścigowe kombinezony, czy luksusowe futra, a przede wszystkim uśmiechy zgromadzonych nadawały niesamowite kolory temu przepełnionemu zapachem benzyny festiwalowi motoryzacyjnej elegancji. Cały spektakl umilała uczestnikom imprezy wyśmienita męska kapela, której członkowie przemieszczając się wokół prezentowanych samochodów, co rusz podrywali do zabawy zachwyconą widownię. Jeśli ktoś się zmęczył przemierzaniem wzdłuż i wszerz terenu wystawy, mógł przycupnąć nieopodal i wzmocnić się filiżanką wyśmienitego espresso, czy zamówić lampkę prosecco od kelnera robiącego chwilę wcześniej salto na łyżwach.
Co ciekawe, będąc w St. Mortiz można było odnieść wrażenie, że The ICE to polski event. Na wydarzenie zjechało się bardzo wielu gości i ekip mediowych z naszego kraju, a język polski można było słyszeć na każdym kroku. O tym jaki świat jest mały przekonaliśmy się na zakończenie pierwszego dnia, gdy wybraliśmy się na pobliską przełęcz Bernina, by obejrzeć piękne widoki i zjeść obiad w tamtejszej restauracji. Niestety, z uwagi na gęstą mgłę na szczycie przełęczy nie zobaczyliśmy nic i ledwie dostrzegliśmy znak wskazujący szczyt. Za to w restauracji natknęliśmy się na naszą zaprzyjaźnioną ekipę dziennikarską – Mateusza Żuchowskiego i Piotra Kaczora, z którymi przy smakach ravioli i złocistego nektaru mogliśmy poplotkować o stanie polskiego dziennikarstwa motoryzacyjnego i wymienić anegdotki z naszego niedawnego wywiadu z Mateuszem. Naładowani pozytywną energią z tego spontanicznego spotkania (dzięki Panowie!) byliśmy gotowi na główną atrakcję eventu – dzień dynamiczny!
„Poweeeeeer!”
W sobotę w St. Mortiz w końcu pojawiło się długo wyczekiwane słońce! A wraz ze słońcem tysiące ludzi, chcących obejrzeć najbardziej wyjątkowe maszyny świata jeżdżące bokiem po zamarzniętym jeziorze. Frekwencja dnia dynamicznego kilkakrotnie przewyższała tę z poprzednich dni, na głównej arenie pojawiło się też wielu najpopularniejszych europejskich Youtuberów, czy gwiazd motoryzacyjnego Instagrama, co zapowiadało duże emocje!
W pełnym słońcu przy plusowej temperaturze lód został wystawiony na poważną próbę. W wielu miejscach wierzchnia warstwa zamieniała się w rozległe kałuże, a mokry śnieg dość mocno utrudniał kierowcom efektowną jazdę. Małą ofiarą tych warunków stała się Lancia Sibilo, która wpadła całym kołem w wyrwę w lodzie i musiała być wyciągana na linie przez ekipę porządkową. Na szczęście nic poważnego tej unikatowej maszynie się nie stało.
Sama jazda po jeziorze nie zawiodła. Kierowcy nie oszczędzali swoich maszyn, a ci z większymi umiejętnościami starali się stawiać samochody bokiem w każdym zakręcie. Klasą samą w sobie i zdecydowanie najbardziej efektownym kierowcą w stawce tego dnia był Tom Kristensen, 9-krotny zwycięzca 24h Le Mans. Prowadzony przez niego przedwojenny Auto Union Type C z silnikiem V16 dostarczał prawdziwą ucztę dla uszu zgromadzonym widzom swoim potężnym rykiem, a umiejętności driftowania przez Toma tą dziką maszyną budziły duży szacunek. Świetne widowisko zapewniały też Ferrari 250 SWB i 250 Testa Rossa, a także Katarina Kyvalova, utalentowana kierowczyni wyścigowa, która na każdą sesję zabierała inny samochód i dostarczała właścicielom dawki dodatkowej adrenaliny.
Byliśmy tutaj świadkami zabawnej sceny, jak Fritz Burkard, właściciel The Pearl Collection oddawał swoją Alfę Romeo 8C Monza w ręce Katariny. Najpierw długo tłumaczył jej, że musi być ostrożna z tym samochodem, następnie wykonał znak krzyża, pobłogosławił Katarinę i kilkukrotnie ucałował swoją ukochaną maszynę. Czy może być piękniejszy dowód pasji i miłości do swojego samochodu? (całą sytuację obejrzycie tutaj!)
Tego dnia zrobiliśmy sobie także nasze własne małe The ICE. Jednym z głównych sponsorów imprezy była firma The Little Car Company, która do St. Moritz przywiozła kilka swoich elektrycznych zabawek… choć mówimy tutaj o zabawkach za grubo ponad sto tysięcy złotych! Mieliśmy okazję przetestować te urocze miniaturowe wersje kultowych historycznych samochodów na krótkim lodowym torze. Sławek zasiadł za sterami Bugatti Baby II nawiązującego do samochodu, który Ettore Bugatti stworzył dla swojego syna i stanowi ono 75% prawdziwego auta. Dokładnie w takiej samej skali Sławek przypomina prawdziwego mężczyznę, więc pasowali do siebie idealnie! Po kilku chwilach szaleństwa w niepozornej zabawce siłą musieliśmy zabrać naszego urwisa na sesję z oryginalnym T35, które również gościło na wydarzeniu. Takie rzeczy tylko na The ICE!
Festiwal stylu
Ostatecznie lód wytrzymał dwa dni upalania na nim najbardziej wartościowych klasyków na świecie, a główną nagrodę Best in Show zgarnęła Lancia Stratos Zero. To był dobry czas. Pełni wrażeń i zmęczeni mogliśmy wracać do domu. Po kilku dniach w motoryzacyjnym niebie nawet Motorworld w Monachium, odwiedzony w drodze powrotnej, wydawał się być jakiś pospolity…
The ICE to prawdziwa perełka w kalendarzu imprez motoryzacyjnych w Europie, a nawet i na świecie. Festiwal stylu i towarzyskie miejsce spotkań. Połączenie klasycznej elegancji z nowoczesnym luzem, płomieni wypluwanych z kultowych silników zestawionych z mroźnym lodem tafli jeziora, a przede wszystkim możliwość doświadczenia najbardziej wyjątkowej motoryzacji w najmniej oczywistym otoczeniu. Warto tu wrócić!
Pojęcie elektromobilności w słowniku fana motoryzacji wzbudza mieszane, często skrajne uczucia. Od fascynacji, ciekawości, przez obojętność, po agresję i odrazę. Wielu z nas boi się, że nieunikniona elektryfikacja otaczających nas pojazdów zabije emocje i ducha w obcowaniu z samochodami, które kochamy. Ale czy na pewno jest się czego bać? Postanowiliśmy poszukać odpowiedzi na to pytanie zderzając się z gamą elektrycznych modeli Mercedesa podczas EQ Tour organizowanego przez Mercedes-Benz Sobiesław Zasada Automotive.
2035
2035 rok. Według unijnego prawa to właśnie w tym roku wejdzie w życie zakaz sprzedaży spalinowych samochodów, co oznacza pozostanie w ofercie jedynie pojazdów zeroemisyjnych. Możemy się z tym zgadzać lub nie, ale taka, przynajmniej na chwilę obecną, rysuje nam się rzeczywistość. Nie pozostaje nam nic innego jak oswojenie się z tą rewolucyjną i trudną dla entuzjastów tradycyjnej motoryzacji zmianą. Ale jak tego dokonać?
Głównym problemem wydaje się być psychologiczna bariera jaką tworzy w człowieku lęk przed elektryfikacją. Brak wcześniejszego kontaktu z elektrykami, częste problemy z infrastrukturą ładowania, bądź jej brak, wysoka cena, kryzys energetyczny na świecie, czy zamiłowanie do ogromnych, pięknie brzmiących, lecz mało ekologicznych silników. Powodów, które mogą zniechęcać nas do elektryków jest wiele. Jako fani motoryzacji nie możemy jednak pozwolić, żeby ta kreśląca się, pozornie ponura wizja, odebrała nam to, co kochamy najbardziej – pasję. Dlatego warto już teraz powoli przełamywać wszelkie lęki. A jaki jest najlepszy sposób na złamanie psychologicznej bariery? Konfrontacja!
Oko w oko z EQ
Muszę przyznać, że sam taką barierę w sobie odczuwałem. Moje dotychczasowe doświadczenie z elektrykami nie było zbyt obfite, choć nawet różnorodne. Zasmakowałem swego czasu pioniera tego nurtu – BMW i3, miałem też okazję pojeździć chwilę Teslą Model S i zaliczyć sprint do setki podstawowym Taycanem. Te doświadczenia były jednak zbyt krótkie, żeby dać mi jakkolwiek właściwy obraz jazdy elektrycznym samochodem. Dlatego bardzo ucieszyłem się z zaproszenia na EQ Tour.
EQ Tour to cykl szkoleń oferowany przez dealerów Mercedes-Benz, podczas których uczestnicy pod okiem profesjonalnych instruktorów mogą zapoznać się z całą gamą elektrycznych modeli z gwiazdą na masce i przekonać się na własną rękę jak jeżdżą i czym różnią się od tradycyjnych modeli. Event zapowiadał się bardzo ciekawie, więc pełen podekscytowania stawiłem się we wtorkowe popołudnie w siedzibie Mercedes-Benz Sobiesław Zasada Automotive w Krakowie.
Na powitanie na uczestników czekał bufet słodkich i słonych przekąsek, co zapewniło nam idealną rozgrzewkę i dobry nastrój przed zbliżającą się konfrontacją z elektrykami. Po kolejnym słodkim deserze i filiżance kawy byliśmy gotowi, żeby rozpocząć szkolenie. Składało się ono z dwóch części: części teoretycznej w formie wykładu, a następnie części praktycznej – około dwugodzinnej przejażdżki po malowniczej trasie wokół Krakowa przygotowanej przez organizatorów.
W trakcie wykładu mogliśmy poznać sylwetki wszystkich zelektryfikowanych modeli Mercedesa, a także posłuchać o planach marki na przyszłość. Do 2030 roku Mercedes planuje całkowicie zelektryfikować swoją gamę, a do najświeższych na rynku EQS SUV i EQE SUV już niedługo dołączy EQG! Na wieść o tym ostatnim z rogu salonu złowrogo spogląda na nas potężne zielone G63, choć przyznam, że mocno ciekawi mnie finalna wersja jego elektrycznej interpretacji. Bardzo przypadły mi do gustu liczne przykłady i anegdoty z codziennego użytkowania, które przytaczał nam instruktor w celu lepszego zobrazowania realnych zasięgów poszczególnych modeli (700 km w EQS pod tym względem imponuje), a także szczere i otwarte podejście do tematu, że elektryczny samochód nie jest dla każdego. Nie była to próba przekonania nas, jak wspaniałe są elektryczne samochody, a bardziej prezentacja ich jako ciekawej do rozważenia alternatywy dla tradycyjnych modeli, co wydaje mi się rozsądnym i uczciwym podejściem. Teoria przyswojona, byliśmy zatem gotowi, by zasiąść za kierownicą!
W drogę z flotą elektrycznych Mercedesów!
Nasz peleton tego dnia był naprawdę różnorodny. Składał się z modeli: EQA 250, EQB 300, EQV 300, EQE AMG 43, EQS 580 i hybrydowego GLE 350de, a w każdym z nich towarzyszył nam instruktor. Zależało mi na rozpoczęciu od najmniejszego w gamie EQA i dalszym stopniowaniu emocji, dlatego błyskawicznie zająłem miejsce za jego kierownicą. Pierwsze kilometry spędziłem na testowaniu inteligentnej rekuperacji, czyli systemu odzyskującego energię elektryczną przy hamowaniu. W praktyce pozwala ona wyhamować samochód do zera nie używając pedału hamulca. Mercedes oferuje różne poziomy siły rekuperacji, sterowane manetką przy kierownicy. Jednym z nich jest tryb automatyczny, który sam przy pomocy kamer i radarów dostosowuje siłę rekuperacji do aktualnych warunków na drodze i przyznam – spisał się znakomicie podczas całej podróży.
Trasa prowadziła po malowniczych drogach wokół Krakowa i była odpowiednio zbalansowana obejmując fragment po mieście, pozamiejskie kręte odcinki, a także autostradę. Tempo nadawał samochód prowadzący, a legenda głosi, że w jednym z pojazdów można też było spotkać tajemniczą Panią z Mercedesa… Samochodami wymienialiśmy się mniej więcej co 20 minut, co pozwoliło nam zasmakować każdego z nich, choć oczywiście nie na tyle żeby zdążyć wyrobić sobie konkretną opinię. Jednak cel szkolenia jest inny, istotą jest zebrać jak najwięcej doświadczeń w dostępnym czasie, a do tego wybrana forma pasowała idealnie.
Z EQA przesiadłem się do hybrydowego GLE 350de. Hybryda typu plug-in bazująca na silniku diesla wydaje się tu być ciekawym i kompromisowym rozwiązaniem dla osób, które nie widzą w swoim garażu miejsca na pełnego elektryka. Według producenta samochód przejedzie na samym prądzie aż 100 kilometrów. Następny w kolejce był EQS. Nie będę ukrywał, że komfort i to jak samochód płynie zrobiło na mnie duże wrażenie, choć tak naprawdę tego się spodziewałem. Z głową wspartą na wygodnej poduszce spędziłem te kilka luksusowych kilometrów m.in. na testowaniu funkcji wyświetlania na szybie wskazówek nawigacji w formie rozszerzonej rzeczywistości. Przyznam, że duże strzałki w 3D na przedniej szybie dają dużo frajdy…
Po EQS-ie przyszła pora na ciekawostkę w tym zestawieniu, czyli EQV. Elektryczny van zaskakiwał przede wszystkim…rozmiarem. Rzadko mam okazję jeździć tego typu pojazdem, ale i tutaj elektryczny napęd sprawdzał się bardzo dobrze. Z uwagi na rozmiar odczucia z szybkości reakcji na wciśnięcie gazu robiły jeszcze większe wrażenie. Z EQV przesiadłem się do samochodu, na który najbardziej czekałem – EQE 43 AMG.
476 koni i 4,2 s do setki zapowiadały ekscytujący przejazd. Szczęśliwie przypadł mi w udziale całkiem szybki odcinek trasy, więc postanowiłem to wykorzystać – “mogę wdepnąć?”, zapytałem instruktora. “Jasne, przełączę Ci w Sport+”. Wcisnąłem pedał przyspieszenia do podłogi, a samochód odwzajemnił się brutalnym uderzeniem w plecy, Zrobił to z niesamowitą łatwością, w dodatku z podłożonym dźwiękiem silnika V8, który brzmiał zaskakująco dobrze. Następnie powtórzyliśmy tą samą operację, tym razem w zupełnej ciszy. Kolejne uderzenie głową z zagłówek. Te kilka chwil wystarczyło, żeby udowodnić sobie, że elektryki także potrafią być generatorem przyjemności i emocji.
Z nadzieją w przyszłość
Końcowy fragment trasy pokonałem w EQB już bez większych przygód, ale bardzo komfortowo. Na tym zakończyła się nasza podróż z elektrykami od Mercedesa. To co zabrałem do domu (oprócz super bidonu ze swoim imieniem i logiem EQ) to zdecydowanie większa świadomość tematu (obok którego do niedawna sam przechodziłem obojętnie), co uważam za dużą wartość samego szkolenia. Bez wątpienia moim faworytem tego dnia był EQE 43 AMG i jego brutalne przyspieszenie, ale równie miło wspominam choćby kompaktowe EQA, które świetnie odnajdzie się w miejskim krajobrazie. Każdy z samochodów był wyraźnie inny, co tylko potwierdza jak poważnie Mercedes podchodzi do elektryfikacji i jak szeroką gamę oferuje.
Inicjatywy takie jak EQ Tour od Mercedesa są świetnym sposobem na przełamanie lęku przed elektryfikacją. Warto wyrobić sobie opinię doświadczając tego na własnej skórze, nawet jeśli jesteśmy obecnie sceptykami. Jeśli pojawi się u Was okazja na doświadczenie jazdy elektrycznymi samochodami – wykorzystajcie ją! Nie obiecuję Wam, że je polubicie, ani że znikną wszelkie uprzedzenia. Ale zyskacie spojrzenie na coś, co już niedługo będzie dotyczyć każdego z nas. Im szybciej nauczymy się czerpać przyjemność z elektryków, tym lepiej i zdrowiej dla naszej pasji. Nawet jeśli na niedzielną przejażdżkę nadal wybierzemy nasze paliwożerne i głośne zabawki.
Podziękowania za zaproszenie dla Mercedes-Benz Sobiesław Zasada Automotive.
2022 rok był dla nas prawdziwym rollercoasterem wrażeń! Świętowanie 5-tych urodzin ŚnG, start bloga, bardzo udany sezon regularnych spotkań, genialne wyjazdy do Le Mans, Berlina, na Maltę, czy do Czech, a także pierwsze w historii ŚnG Classic. W tym materiale zabierzemy Was w krótką podróż w czasie, żeby przypomnieć sobie najważniejsze momenty minionego roku!
5 lat ŚnG
W 2022 roku Śniadanie & Gablota obchodziło swoje 5-te urodziny. Ten ważny dla nas moment celebrowaliśmy hucznie praktycznie przez cały rok. Zaczęliśmy już w styczniu na pierwszym zimowym ŚnG w Warszawie, gdzie Bart przywitał cały zespół pięknym tortem. Ta miła niespodzianka okazała się być zapowiedzią najlepszego roku w historii naszej działalności.
Miesiące mijały, a my świętowaliśmy dalej. Chcieliśmy delektować się tym jubileuszowym sezonem i nacieszyć w pełni każdym wydarzeniem i każdym wyjazdem, które tworzyliśmy z Wami w tym roku, a przede wszystkim docenić tą niesamowitą społeczność, którą przez 5 lat udało nam się zbudować. Zorganizowaliśmy dla Was w tym roku 23 eventy, na których zjedliśmy wspólnie masę pysznych śniadań. Wisienką na torcie był kończący sezon wyjazd na Maltę, gdzie jako prezent na 5-te urodziny postawiliśmy flagi ŚnG na wyspie pod palmami.
ŚnG on the road
2022 rok upłynął nam pod znakiem zagranicznych wypraw. Każda była na swój sposób wyjątkowa, ale zacznijmy od tej najbardziej spektakularnej – Le Mans Classic. Dzięki naszym partnerom z Team Bołtowicz mogliśmy spełnić nasze marzenie i doświadczyć historii wyścigu Le Mans na własnej skórze, a nawet nocować w legendarnym Hotelu de France. Ilość emocji jaką generuje w człowieku LMC zwala z nóg, co postaraliśmy się ująć słowami w naszej relacji.
Wiosną wybraliśmy się do Czech na mały roadtrip naszymi śniadaniowymi Škodami, aby uczcić 125-lecie historii marki. Pojeździliśmy urokliwymi drogami Dolnego Śląska i Bohemii, odwiedziliśmy prywatną kolekcję Rheincars, wpadliśmy do Narodowego Muzeum Techniki w Pradze, a wycieczkę skończyliśmy wizytą w Muzeum Škody w Mladá Boleslav. Relację z tej podróży znajdziecie tutaj.
W sierpniu ponownie odwiedziliśmy Berlin, gdzie już po raz trzeci zorganizowaliśmy Śniadanie & Gablotę, ale tym razem w nowym miejscu! Ugościli nas nasi przyjaciele z Espresso GT w niezwykle klimatycznym Craftwerk Berlin. I musimy przyznać, że atmosfera jaka panowała na wydarzeniu i ludzie, których poznaliśmy utwierdziły nas w przekonaniu, że zmiana była strzałem w dziesiątkę! Zobaczcie galerię z Berlina tutaj.
Sezon zakończyliśmy niesamowitą wyprawą na Maltę do naszych przyjaciół ze społeczności Rotta. Przeżyliśmy niezapomniany roadtrip po malowniczych drogach wyspy, odwiedziliśmy kilka prywatnych kolekcji, przepłynęliśmy się jachtem, a na koniec zrobiliśmy pierwsze w historii ŚnG pod palmami. Zajrzyjcie do naszej relacji z tej wyprawy.
ŚnG Classic
2022 rok to także narodziny cyklu ŚnG Classic. Razem z ekipą Youngtimer Warsaw zaprosiliśmy Was do Pałacu Zegrzyńskiego na nasze pierwsze wydarzenie poświęcone klasycznej motoryzacji. Idea spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem, a teren wokół Pałacu zapełnił się licznymi klasykami i youngtimerami. Galerię z tego wydarzenia znajdziecie tutaj, a do klasycznej formuły na pewno wrócimy w przyszłym roku!
Wernix
W 2022 roku wystartowaliśmy z ideą Wernixu. Poprzez małe wernisaże chcemy wspierać młodych i zdolnych artystów i dać im przestrzeń do zaprezentowania swoich talentów. Podczas Śniadań w Łodzi, Berlinie i Krakowie swoje obrazy pokazały nam Justyna Mirowska – mirovvska i Marta Matuszczyk-Romańska – Martha No1. W nadchodzącym roku na pewno zorganizujemy dla Was kolejne wernixy!
To był bez wątpienia wspaniały rok, prawdopodobnie najlepszy w naszej historii, ale nie zamierzamy się zatrzymywać! W 2023 chcemy podnieść poprzeczkę jeszcze wyżej. Już teraz planujemy dla Was kolejne zagraniczne podróże i wydarzenia, z pewnością wrócimy do Berlina, chcemy też rozszerzyć nasz zasięg o kolejną europejską stolicę. Spodziewajcie się także kolejnych ŚnG Classic i Wernixów. Zdradzimy Wam też, że pracujemy nad własnym merchem, który chcemy przygotować dla Was na nadchodzący sezon. Jesteśmy przekonani, że rok 2023 będzie jeszcze piękniejszy niż obecny!
Z tego miejsca gorąco dziękujemy Wam wszystkim za to, że od 5 lat jesteście z nami i nieustannie nas wspieracie i motywujecie do działania. Jesteśmy dumni, że mamy taką społeczność! Dziękujemy także naszym genialnym partnerom, którzy umożliwiają nam spełnianie kolejnych marzeń. Dziękujemy wszystkim fotografom za ich nieocenioną pracę. To był piękny rok, dziękujemy Wam i życzymy Wam wszystkiego dobrego w 2023 roku. Do zobaczenia!
Słoneczna i ciepła październikowa Malta – idealne miejsce żeby mocnym akcentem zakończyć tegoroczny śniadaniowy sezon. Razem z wierną ekipą z Polski wybraliśmy się na tę piękną wyspę, aby poznać lokalną kulturę motoryzacyjną, wznieść toast za 5 lat ŚnG, zjeść dobre śniadanie i…niespodziewanie przepłynąć się jachtem. Wszystko w towarzystwie genialnych miejscowych petrolheadów. Zapraszamy na weekend w rytmie Rotta. Zapnijcie pasy!
Prolog
O Malcie i tamtejszej kulturze motoryzacyjnej pisaliśmy już sporo w relacji Sławka z jego ubiegłorocznych wakacji. Gdy po wyjeździe pełen emocji wrócił do tajnej siedziby Śniadania & Gabloty i opowiedział nam czego doświadczył na wyspie, wiedzieliśmy jedno – musimy zrobić tam Śniadanie! Wszystko za sprawą prężnie działającej na miejscu lokalnej społeczności motoryzacyjnej Rotta. Jej założyciele, Matthew i Andrea, poprzez liczne aktywności i wydarzenia integrują entuzjastów motoryzacji na Malcie, dając im przestrzeń do dzielenia się pasją. Szczęśliwi, że odnaleźliśmy maltańskie ŚnG nie mogliśmy nie wykorzystać okazji, żeby zrobić wspólnie coś wyjątkowego!
Sławek na wakacjach nie próżnował i dzięki swoim nadzwyczajnym umiejętnościom miękkim, podsycanym smakiem lokalnego Ciska, błyskawicznie zaprzyjaźnił się z przepełnionymi pozytywną energią chłopakami z Rotta. Mogliśmy więc oficjalnie rozpocząć drogę do pierwszej edycji ŚnG pod palmami. Przygotowania ruszyły już w zeszłym roku. Chcieliśmy przede wszystkim, żeby nasza pierwsza podróż na Maltę pod znakiem Śniadania była przetarciem szlaków przed regularną obecnością na wyspie flag ŚnG.
Razem z Matthew i Andreą zaczęliśmy obmyślać plan na maltański prolog… Z początkowego pomysłu na wspólne Śniadanie na Malcie szybko wyrósł weekend pełen motoryzacyjnych przygód. Chłopaki zaproponowali, że oprócz samego wydarzenia, zorganizują też dla nas road trip po wyspie, gdzie poznamy kilku podobnych nam pasjonatów i zobaczymy parę ciekawych motoryzacyjnie miejsc. Brzmiało jak wymarzony wakacyjny weekend z domieszką benzyny.
Poziom ekscytacji rósł z każdą kolejną zajawką dotyczącą wyprawy ujawnioną przez chłopaków z Rotty. Termin wyprawy ustaliliśmy na ostatni weekend października, aby trafić w najprzyjemniejszą do podróżowania temperaturę. W międzyczasie zebraliśmy szaloną 13-osobową grupę, która zaufała nam w ciemno i stanowiła naszą polską ekipę wyjazdową na maltański debiut. Towarzystwo zapewnione, bilety kupione, flagi spakowane – jesteśmy gotowi. Lecimy na Maltę!
Już z okien samolotu dostrzegliśmy jak mała jest to wyspa, mając ją całą w zasięgu wzroku. Malta ma zaledwie 316 kilometrów kwadratowych. Z pogodą trafiliśmy idealnie, choć o to nietrudno – słońce świeci tam ponad 300 dni w roku. Pierwszy dzień upłynął nam spokojnie na spacerach po okolicy, wspólnym obiedzie i posiadówce przy hotelowym basenie na dachu. Wszyscy z niecierpliwością czekaliśmy na piątek – dzień road tripa!
W drogę!
8:00 rano, punkt zbiórki pod jednym z pobliskich hoteli. Zbliżając się do miejsca docelowego już z daleka dostrzegamy na parkingu pięknego klasycznego Jaguara XK120. To jeden z samochodów, które będą nas wozić tego dnia. Chłopakom z Rotty udało się zebrać sporą grupę entuzjastów chętnych urwać się w piątek z pracy, żeby pokazać nam wyspę i spędzić z nami trochę czasu. Flotę uzupełniają Lancia Delta LX, VW Beetle, MG Midget, Daihatsu Charmant, Ford Sierra i Toyota Vitz (japoński Yaris).
Po zapoznaniu się z całą maltańską ekipą i krótkiej miłej pogawędce rozsiadamy się w samochodach. Na początek przypada mi VW Beetle z 1974 roku, nazwany przez właścicielkę “Bertha”. Yanika to wielka pasjonatka klasycznych samochodów, często biorąca udział w aktywnościach Rotty, a prywatnie – dziewczyna Andrei. Popularny Garbus okazuje się być całkiem przestronnym w środku samochodem, spokojnie mieszcząc w sobie 4 osoby. Plan na ten dzień jest bogaty, więc szybko ruszamy w drogę.
Pierwszym celem wyprawy jest kawiarnia z widokiem na morze na południu wyspy. Yanika opowiada nam po drodze historię Berthy, której jest dziesiątym właścicielem. Zanim samochód trafił w jej ręce brał udział w pożarze, wymagał więc kompletnej renowacji. Po 3 latach pracy udało jej się doprowadzić samochód do obecnego stanu, którym cieszy się podczas weekendowych przejażdżek i uczestnicząc w rozmaitych zlotach i wydarzeniach na wyspie.
Po wyjechaniu z miasta kierujemy się na bardzo malowniczą część wyspy z licznymi serpentynami biegnącymi wzdłuż brzegu. Trasa upływa nam na podziwianiu pięknych widoków, a uroczy dźwięk legendarnego boksera w tle towarzyszy kolejnym ciekawym opowieściom Yaniki o życiu na Malcie. Naładowani pozytywną energią naszej pierwszej przewodniczki zatrzymujemy się na kawę.
Na parkingu właściciel Jaguara, Anthony, pokazuje nam przygotowany przez siebie album z odbudowy swojego samochodu. Ma w nim udokumentowaną całą historię egzemplarza, szczegółowe zdjęcia z procesu renowacji, a nawet screeny rozmów i negocjacji z poprzednim właścicielem. Kryje się za tym niesamowita historia walki o sprowadzenie pojazdu z USA na Maltę. Od momentu kupna i przesłania pieniędzy do transportu samochodu na wyspę minęło ponad 20 miesięcy, pełnych nieprzyjemności, niesłowności i formalnych batalii z poprzednim właścicielem, który nie chciał przekazać samochodu Anthony-emu. Jednym z momentów, które ruszyły sprawę do przodu było… rozpoznanie adresu sprzedającego na jednym ze zdjęć na Facebook-u i udana lokalizacja miejsca przy użyciu map satelitarnych Google, co ostatecznie umożliwiło lokalnym władzom wyegzekwowanie transportu.
Od tamtego momentu emerytowany Anthony mógł rzucić się w wir renowacji, która pochłonęła go całkowicie przez kolejne 1,5 roku. Pracując często po 12 godzin dziennie w swoim garażu, wzorując się na zdobytych książkach dokumentujących każdy szczegół Jaguara XK120 (które notabene kosztowały go 5000 Euro!) doprowadził swój samochód do stanu konkursowego, z którego w końcu może czerpać satysfakcję jeżdżąc drogami Malty. Poznaliśmy niezwykłą historię więzi człowieka z samochodem, co zdecydowanie nadaje jeszcze większą wartość temu pięknemu Jaguarowi XK120 z 1954 roku.
Sporo wrażeń, a jeszcze nie minęła dwunasta… Dopijamy ostatni łyk kawy i możemy ruszać dalej. Przesiadam się do najmłodszego w grupie, 20-letniego Massimo. Tylna kanapa w Lancii Delcie nie zapewnia zbyt dużo miejsca na głowę, ale komfort rekompensuje wygodna narzuta na fotele, specjalnie przygotowana na ten dzień przez naszego kierowcę. Massimo opowiada nam, że zawsze chciał mieć Lancię Deltę i ponad rok temu udało mu się taką zdobyć. Teraz jego planem jest przekształcenie wersji LX w HF Turbo. Zapytany czy drogi na Malcie się nudzą, nie ukrywa, że po pewnym czasie zna się tu wszystko na pamięć, ale nadal są niezwykle piękne, a czasem dla urozmaicenia można skoczyć promem na pobliską Sycylię.
Dojeżdżamy do dawnej stolicy Malty – Mdiny. Czeka nas tutaj krótki spacer po tym urokliwym średniowiecznym mieście. Nie mamy zbyt wiele czasu, ale udaje nam się zajrzeć do paru klimatycznych miejsc i zwiedzić kilka pięknych uliczek, które zdecydowanie utwierdzają nas w przekonaniu, że warto wrócić tu na dłuższe zwiedzanie.
Na kolejnym odcinku towarzyszy mi Kurt w Daihatsu Charmant, który zawozi mnie na drugi koniec wyspy na punkt widokowy nad wioską Popeya. To osada stworzona na potrzeby filmu, a obecnie przekształcona w park rozrywki. Położona jest nad piękną zatoką Anchor Bay, a klif na którym zaparkowaliśmy okazał się fantastyczną scenerią do zdjęć. Stamtąd udaliśmy się na obiad w lokalnej restauracji, a w międzyczasie dołączyła do nas sympatyczna para ubrana na żółto pod kolor swojego Porsche 914. Narodowym daniem Malty jest królik i w tym specjalizował się lokal, do którego trafiliśmy. W trakcie oczekiwania na potrawy poczęstowano nas także lokalnymi przekąskami – słodką chałwą, żarobliwie nazywaną przez miejscowych “piaskiem z cukrem” i charakterystycznymi krakersami galetti z pastą z fasoli.
Kulinarna przerwa upływa nam na miłych rozmowach z naszymi gospodarzami. Poznaję Stefano, który jest wielbicielem klasycznych Fordów. Oprócz Sierry podążającej w naszym konwoju posiada jeszcze Fiestę Mk1, Escorta Mk1, Escorta Mk2 na początku renowacji i… Forda Pumę. Co ciekawe Sierra po 13-letnim postoju w garażu ma przebieg zaledwie 20 tysięcy mil, a Stefano ma jeszcze w rodzinie Peugeot-a 405 z przebiegiem 2 tysięcy mil i fabryczną folią na fotelach! Poznaję też w końcu Andreę, który obiecuje mi, że teraz moja kolej na zajęcie drugiego fotela w MG Midget. Nie ukrywam, że uwielbiam kabriolety i to właśnie tej przejażdżki najbardziej nie mogłem się doczekać.
Kolekcje marzeń
Z pełnym brzuchem po świetnym obiedzie ostrożnie wtaczam się do MG. I tu mocne zaskoczenie. Samochód, który z zewnątrz wygląda jak miniatura prawdziwego pojazdu pozwala mi w pozycji leżącej wyprostować swoje nogi. Magia. Kolejnym etapem wyprawy są wizyty w 3 niezwykłych kolekcjach. Droga do pierwszej z nich znów jest pełna pięknych widoków na morze i bardzo się cieszę, że pokonuję ten odcinek z wiatrem we włosach. Przemierzając kolejne kilometry Andrea opowiada mi o kulisach działania Rotty. Lokalna kultura motoryzacyjna jest bogata i ludzie chętnie biorą udział w licznych inicjatywach, co napędza działania chłopaków. Razem z Matthew poświęcają prawie 100% swojego czasu na rozwój bloga i swoich wydarzeń. Słuchając Andrei czuję od niego pewien powiew wolności i satysfakcji z pogoni za marzeniami, co bardzo mi imponuje.
Pierwszą z kolekcji, którą zwiedzamy jest The Malta Classic Car Collection. To muzeum prezentujące samochody lokalnego kolekcjonera Carola Galei. Znajdujemy tutaj m.in. Jaguara E-Type, wiele klasycznych Alf Romeo, ale największe wrażenie robi na mnie ogromna liczba modeli i motoryzacyjnych pamiątek. Zadziwiające jak wiele samochodów udało się upchać w tak małej przestrzeni budynku muzeum. Zdecydowanie miejsce godne polecenia!
W dalszą drogę zabiera mnie Stefano. Sierra zaskakuje mnie niesamowicie komfortowymi fotelami i chyba po raz pierwszy tego dnia mam samochód, w którym mogę zapiąć pasy. Kierujemy się teraz do jednego z garaży Anthony’ego, właściciela Jaguara. Anthony całe swoje zawodowe życie spędził na handlowaniu jachtami. Gdy przeszedł na emeryturę jego żona namawiała go, żeby znalazł sobie nową pasję, którą będzie mógł cieszyć się w domowym zaciszu. Jej wyjątkowe wsparcie skierowało go w stronę klasycznych samochodów, na które po wielu latach ciężkiej pracy mógł sobie w końcu pozwolić. Anthony założył sobie cel, że zbierze przedstawicieli z każdego dziesięciolecia począwszy od lat 20. do lat 80. W garażu spotykamy m.in. legendarnego Forda T, klasycznego Rolls Royce-a, bardzo ciekawe i niespotykane Ghia 1500 GT, czy 1 z 4 zachowanych egzemplarzy Sunbeam Talbot z 1954 roku. Do każdego z samochodów Anthony posiada własnoręcznie zrobiony album i o każdym pojeździe opowiada z równie niesamowitą pasją.
Zachwyceni kolekcją Anthony’ego ruszamy do ostatniego punktu w planie naszej piątkowej wyprawy. Tym razem poznajemy Marka, który gości nas w swoim przepięknie urządzonym garażu. Przeglądając przed wyjazdem różne zdjęcia ukazujące motoryzacyjną Maltę moją uwagę zwracała częsta obecność pewnej włoskiej rajdowej legendy, którą właśnie mam przed swoimi oczami. W samym centrum klimatycznego “showroom-u” na ruchomym podeście kręci się Lancia Stratos. Mark jest wielkim fanem włoskiej motoryzacji. Do tego stopnia, że zrobił sobie tatuaż na sercu z motywem Alfy Romeo, co tłumaczy widok 4 modeli tej marki w jego garażu. Oszołomieni i wykończeni ilością wrażeń w trakcie całego dnia kończymy pierwszą część atrakcji i udajemy się do hotelu. Po tym czego doświadczyliśmy długo nie zaśniemy tej nocy, więc nakręceni pozytywną energią ruszyliśmy jeszcze w miasto, żeby zobaczyć co Malta oferują nocą…
Niespodzianka
Sobota była dla nas dniem odpoczynku. Nie mieliśmy tego dnia żadnych konkretnych planów, mogliśmy więc naładować akumulatory i poświęcić czas na relaks na plaży, czy na zwiedzanie okolicznych miasteczek i stolicy Malty – Valetty. Leniuchowanie przerywa nam wiadomość od Matthew, który oznajmia, że Anthony tak bardzo nas polubił, że zaprasza na rejs swoim jachtem!
Nie trzeba było długo nas przekonywać. O 17:00 wszyscy zebraliśmy się w porcie w Msida i wyruszyliśmy w 2-godzinny rejs wokół Valletty i jej zatoczek przy wspaniałym zachodzie słońca i opowieściach Anthony-ego. To był piękny wieczór, w którym mogliśmy trochę zwolnić, nacieszyć się swoim towarzystwem i docenić uroki Malty.
Po rejsie Anthony zabrał nas jeszcze do drugiego swojego garażu, gdzie obok m.in. Jaguara E-Type i Porsche 356, trzymał polskiego Fiata 126p, który należał do jego ojca, a teraz zajmuje zaszczytne i sentymentalne miejsce w jego kolekcji.
Śniadanie pod palmami
Nadszedł kulminacyjny punkt całego wyjazdu – niedzielne Śniadanie! Na Malcie z uwagi na wysokie temperatury życie zaczyna się wcześnie, dlatego wydarzenie startowało już o 8:00 rano, gdy krakowscy śniadanioholicy zwykle przewracają się dopiero na drugi boczek.
Miejscem spotkania był przepięknie położony nad samym wybrzeżem parking Narodowego Akwarium Malty. Pogoda nas nie zawiodła, co oznaczało jedno – było fantastycznie! Pojawiło się dużo pięknych samochodów i wspaniałych ludzi. Maltańczycy są bardzo otwarci i sami chętnie podchodzili, żeby nas poznać. Z zaciekawieniem wypytywali o Polskę i nasz pomysł wyprawy na Maltę i dzielili się z nami swoimi historiami. Anthony zdecydował się tego dnia wyciągnąć z garażu Talbota, pojawiły się też m.in. dwie Lancie Delty Integrale, czy Porsche 911 Safari. Jego właściciel nie tylko pozwolił nam podpisać się na swoim niezwykłym projekcie, ale też znalazł zaszczytne miejsce na naszą śniadaniową naklejkę. Okolica wydarzenia okazała się też popularnym miejscem niedzielnych przejażdżek, co zapewniło trochę dodatkowych atrakcji w postaci licznych klasyków i supersamochodów kręcących się w pobliżu.
Cały event upłynął nam na licznych rozmowach i chłonięciu świetnej atmosfery, którą stworzyli nasi przyjaciele z Malty. Jesteśmy bardzo szczęśliwi i wdzięczni ekipie Rotty, że włożyli tyle serca w ten szalony pomysł i mogliśmy cieszyć się Śniadaniem & Gablotą pod palmami. Cały weekend był wspaniałą podróżą po kulturze motoryzacyjnej Malty i historiach jej reprezentantów. Przez te kilka dni doświadczyliśmy niezapomnianych wrażeń i po raz kolejny przekonaliśmy, że w naszej pasji najważniejsi są ludzie, a samochody to tylko miły dodatek. Dzięki Rotta!
Kolejny wyjątkowy moment w historii Śniadania & Gabloty za nami. Razem z naszymi przyjaciółmi z Rotta zorganizowaliśmy Śniadanie na cudownej i słonecznej Malcie! Pomysł, który rok temu odważnie zakwitł w naszych głowach, w ostatni weekend października stał się rzeczywistością. Nie byłoby to możliwe bez wsparcia niezwykle przyjaznej i otwartej lokalnej ekipy Rotta, która niesamowicie ugościła nas na miejscu, a także bez towarzystwa naszej wspaniałej ekipy wyjazdowej z Polski.
Niedzielne Śniadanie było punktem kulminacyjnym naszego wyjazdu na Maltę. Miejscem spotkania był przepięknie położony nad samym wybrzeżem parking Narodowego Akwarium Malty. Pogoda nas nie zawiodła, co oznaczało jedno – było fantastycznie!
Dziękujemy bardzo wszystkim obecnym na wydarzeniu, wspaniałej ekipie Rotta za ich organizacyjną pracę oraz naszym gościom z Polski, którzy byli z nami w ten wyjątkowy weekend na Malcie. Już niedługo na blogu pojawi się relacja z całego weekendu, w tym z emocjonującego road tripa po malowniczych drogach wyspy, który zorganizowała dla nas Rotta.
Tymczasem poniżej w galeriach Maćka i Rafała zobaczcie jak ugościła nas maltańska społeczność samochodowa w trakcie pierwszego ŚnG Malta!