#4 DRUGIE ŚNIADANIE: Maciek Jasiński – jak Word podpowiada słowo Śniadanie to tylko z wielkiej litery
Od kilku lat Maciek jest liderem wrocławskiej edycji Śniadanie & Gablota. Prawdziwy petrolhead, doskonały organizator, mistrz excelowych tabelek, grzybiarz pasjonata, zapalony fotograf, a prywatnie mój dobry Przyjaciel… o którego w ogóle nie prosiłem. Czasem w życiu jest tak, że zupełnie przez przypadek spotykasz na swojej drodze kogoś i od razu wiesz, że bez względu na to, jak potoczy się twoja przyszłość zawsze będziesz miał do kogo zadzwonić. Z Maćkiem różnimy się w zasadzie wszystkim, ale łączy nas jedno – beznadziejna pasja do robienia Śniadań i o tę trudną relację chciałem go zapytać…
Intensywny sezon za nami… myślisz, że to był ten najlepszy od pięciu lat?
Czy będziesz zadowolony jak odpowiem: i tak i nie? Pod wieloma względami ten sezon był wyjątkowy. Tak, bo z perspektywy Śniadania, jako ogólnopolskiego projektu, 2022 rok był chyba najbardziej zróżnicowany eventowo – dużo podróży i nowych znajomości. Nie, ale to już moje personalne odczucie, mam na myśli nasz debiut śniadaniowy poza Łodzią, czyli we Wrocławiu. Reakcja ludzi na pierwsze wrocławskie Śniadanie spowodowała, że pewna natrętna myśl pojawiała się wtedy w mojej głowie: chyba dzieje się coś dobrego! I to był ten najlepszy moment.
Które wydarzenie zapadło Ci najbardziej w głowie w tym sezonie?
Bez wątpienia wyjazd do Francji na Le Mans Classic. Łapię się na tym, że przeglądam naszego bloga i galerie i nie dowierzam, że tam byliśmy. Teraz mogę się przyznać, że jechałem tam trochę bez oczekiwań, nie żyłem historią tego miejsca wcześniej tak bardzo jak Ty czy Wojtek. To, co się jednak stało od momentu przybycia do Hotelu De France, a później przekroczenia bram toru de la Sarthe, to absolutnie magiczne kilkadziesiąt godzin. Dałem się pochłonąć temu miejscu. Tam absolutnie wszystko się zgadzało! Do dzisiaj nie wiem czy lepsze jest pole kilkuset Porsche czy auta Grupy C na wyciągnięcie ręki w pit lanie. To był ekstremalny wyjazd… czyli musimy go powtórzyć!
W tym roku Śniadanie & Gablota straciło Rekord Polski. Nie czujesz się wkurzony, że coś zostało zabrane zespołowi?
A wiesz, że tak? Śledziłem jak WNR bije nasz rekord, jak udało im się urwać te kilka godzin i miałem ochotę pakować się na Hel i nawet służbówką wykręcić lepszy czas. Teraz, po tych kilku miesiącach, jest odrobinę lepiej. Mam lekki żal do nas, że nie zoptymalizowaliśmy czasowo naszego przejazdu – mieliśmy sporo długich przerw, kręcenie materiałów promocyjnych itd. Myślę, że mogliśmy postawić dużo wyżej poprzeczkę, chociaż przyznam, że w WNR odrobili zadanie domowe i ich rekord nie jest przypadkiem.
Chciałbyś jeszcze kiedyś wrócić na trasę Wielkiej Pętli?
Z tym objeżdżaniem Polski to jest jak z taką mocno wymagającą imprezą w klubie. Budzisz się rano i mówisz sobie – nigdy więcej, to był ostatni raz! Cóż, to samo mówiliśmy po pierwszej Wielkiej Pętli nie wiedząc, że rok później wesoły samochód znów wyruszy w kilkutysięczną podróż. Tym razem wytyczając pierwszą taką trasę w historii.
W Poznaniu od lat króluje stały skład i miejsce, podobnie w Krakowie. W tym sezonie w Łodzi zaszła zmiana miejsca spotkań – byłeś, widziałeś, jak oceniasz tę zmianę? Pamiętaj, że to ja tam organizuję śniadania, więc mogą paść tylko dobre odpowiedzi…
I to jest prawdziwa dobra zmiana! Tu nie ma co się rozwodzić – gdybyśmy mieli otworzyć restaurację Śniadaniową to myślę, że Ukryte Rzeki mogłyby być jej pierwowzorem. Adam, manager tego miejsca, dał Ci niesamowitą swobodę działania. Jedzenie jest świetne, wielki parking. Szkoda, że akurat w Łodzi, ale ponoć nie ma miejsc idealnych.
… z tego co już wstępnie wiem w 2023 szykuje się duża zmiana w Waszym wrocławskim zespole, o której jeszcze niedawno nie chciałeś mówić, żeby nie zapeszczać. Może teraz jest właściwy moment?
Mam już wszystko dograne, więc nie ma co zapeszać. Będą zmiany – to mogę powiedzieć. Śniadanie wraca do Wrocławia! Dokąd? To jeszcze tajemnica. Miałem w głowie pewną wizję Śniadania i mam nadzieję, że to będzie strzał w dziesiątkę. Ostatnie dwa lata w Oławie u Tomka Weny były świetną historią i nie mam żadnych wątpliwości co do tego. Tomek był, jest i będzie naszym przyjacielem i obiecał, że niezależnie gdzie będzie odbywało się Śniadanie na Dolnym Śląsku – będzie obecny. Wracając do pytania – już niedługo odkryjemy więcej detali.
Masz jeszcze jakieś marzenia związane z kolejnym sezonem? Może powrót do Le Mans, lub na inną imprezę?
Wiesz, czego nauczyło mnie Śniadanie? Trzeba brać odpowiedzialność za swoje żarty. Ile to już razy któryś z nas rzucił jakiś pomysł dla żartu i nagle było Śniadanie na Malcie, wysyłaliśmy ludziki w kosmos, ręcznie malowaliśmy ceramikę w Bolesławcu albo robiliśmy śniadanie dla Stiga? Mam problem z marzeniami, bo jesteśmy całkiem dobrzy w żarty i ich efekty zapełniają często cały nasz kalendarz. Bardzo podobał mi się ten sezon: Śniadanie w Berlinie w Craftwerku, Śniadanie na Malcie, mocny sezon w Polsce. Mam z tyłu głowy jeszcze dwa miasta w Europie, gdzie nasza flaga powinna zawisnąć. Niech to będzie marzeniem.
Jakbyś podsumował swoje pięć lat przygody z ŚnG?
Moja przygoda ze Śniadaniem trwa cztery lata, nie pięć, mój Przyjacielu! W sumie to chyba nie przypadek, że to jednak ja spinam finanse i inne Excele. Jak podsumować? Mój garaż to królestwo brandingu Śniadania – 50 leżaków, banery, kilkanaście flag. W szafie koszulki Śniadania. Służbowe auto – oklejone… w Śniadanie. Jak Word podpowiada słowo śniadanie – to zawsze z wielkiej litery. To jest bez wątpienia drugi etat z tą różnicą, że ten akurat daje wielką frajdę. Te kilka lat to ciągłe poznawanie nowych ludzi, nieprzerwana zabawa, ale i spora odpowiedzialność, żeby trzymać jakość. Wiesz, mam 37 lat, a Śniadanie odsuwa w dal kryzys wieku średniego. I proszę bez żadnych uwag o kupnie kabrioletu, to było prawie 3 lata temu!
Skoro już o tym wspomniałeś… czy mogę liczyć na to, że w 2023 roku komisyjnie pozbędziemy się Twojego C70?
Mam syndrom sztokholmski, nie ma takiej opcji!
Ostatnio dużo siedzisz w kuchni, to się przekłada na jakościowe śniadanie? Masz jakiś swoich porannych faworytów?
Po pierwsze, nie ostatnio tylko od całkiem dawna! Po drugie, nie pamiętasz jakie śniadanie ogarnąłem po powrocie z pierwszej Wielkiej Pętli?! Kiedyś siedziałem dużo więcej w garażu, a mniej w kuchni. Jakiś czas temu jednak zamieniły się te proporcje. Faworyci, to zdecydowanie łosoś w dowolnych formach i chyba… szakszuka? Często pojawia się u nas na śniadanie. Jeszcze jedno, bardziej zacząłem się skupiać na tym jak jem, a nie co. Obiecałem sobie, że koniec z jedzeniem w samochodzie w drodze do zakładu pracy, i że zawsze znajdę czas na śniadanie z panią Żoną. I to się dzieje.
Dopytam cię jeszcze jak wspominasz włoską przygodę, tam pewnie miałeś okazję bardzo dobrze zjeść?
Włoska przygoda, czyli z wcześniej wspomnianą panią Żoną w sierpniu spakowaliśmy Bakłażana – naszego fioletowego Superba i ruszyliśmy przed siebie do Włoch. Nie pamiętam zbyt wiele, bo ta niezliczona liczba winnic… Zrobiliśmy w 10 dni prawie 4000 kilometrów, zahaczając o Monzę i Maranello, ale to co zdobyło moje jedzeniowe serducho to były trufle! Wróciłem do Wrocławia absolutnie zakochany w nich, czy to pizza, czy makarony z krewetkami, czy też zwykła kanapka. Musi być truflowa nuta!