#2 DRUGIE ŚNIADANIE: Adam Stanek – spotkania Youngtimer Warsaw, to nie jestem ja i mój samochód, to społeczność!

#2 DRUGIE ŚNIADANIE: Adam Stanek – spotkania Youngtimer Warsaw, to nie jestem ja i mój samochód, to społeczność!

Nie mamy w Polsce zbyt wielu tak konsekwentnie budowanych wydarzeń motoryzacyjnych jak Youngtimer Warsaw. Historię powstania i rozwoju tej inicjatywy możecie obejrzeć tutaj, więc nie to będzie tematem naszej rozmowy. Mnie interesuje to czego Adam jeszcze nie powiedział, czyli ile trzeba poświęcić, aby utrzymać w ryzach event, który regularnie gromadzi po kilkaset samochodów. O słodko – gorzkich realiach organizowania jednego z największych regularnych wydarzeń motoryzacyjnych w Warszawie rozmawiamy z Adamem Stankiem. 


Jak oceniasz polską kulturę motoryzacyjną?

W naszym kraju kultura motoryzacji rozwija się prężnie od wielu lat, powstaje wiele ciekawych imprez, rajdów czy wydarzeń poświęconej klasycznej motoryzacji, prężnie starają się działać targi i wystawy. Powstają prywatne muzea motoryzacji, spore kolekcje aut, a także pojawia się sporo wyspecjalizowanych firm zajmujących się sprzedażą czy importem klasyków. Wiele miast w Polsce ma też swoje cykliczne spotkania klasyków. Zdecydowanie branża zabytkowej motoryzacji, którą obserwuję od 11 lat cały czas się rozwija i nie widać na horyzoncie zmiany tego trendu.

Jeśli pytasz czy potrafimy się zachowywać na spotkaniach motoryzacyjnych to zdania są podzielone. Na spotkaniach, które organizuję pod szyldem Youngtimer Warsaw dość mocno „filtrujemy” osoby, które nie potrafią się zachować. Takie założenie mamy od lat i pilnujemy tego bardzo mocno. Mimo wszystko nie ma tygodnia żeby nie było jakiejś interwencji ze strony grupy porządkowej. Często duży, pusty plac lub długa, równa prosta droga działają na wyobraźnię amatorów driftu czy wyścigów na 1/4 mili. Ale my ganiamy zarówno „upalaczy” jak i miłośników piłowania silnika do odcinki czy też dudnienia basem z tuby w bagażniku. Takie rzeczy nie u nas.


Pytam o to, bo przez jakiś czas w komentarzach pod Waszymi wydarzeniami regularnie wybuchały kłótnie o to jak powinno się definiować youngtimera i czy aby na pewno Wasza definicja jest wyczerpująca. Po latach znalazłeś odpowiedź na to pytanie?

Dyskusje nadal się pojawiają, choć nie są już tak widoczne na pierwszy rzut oka, bo algorytm w mediach społecznościowych sortuje komentarze.

Przez te wszystkie lata jedynie upewniłem się w przekonaniu, że nie ma jednej, krótkiej i prostej definicji youngtimera i jakiekolwiek próby ubrania tego w wyjaśnienie skazane są na porażkę. Pojęcie to jest niezwykle płynne i zmienia się wraz z upływem lat. Wiele aut z czasów kiedy zaczynałem organizować pierwsze spotkania nie spełniały wymagań, a dziś wjeżdżają w pierwszej kolejności na parking pod PGE.

Nasza definicja z pewnością nie wyczerpuje tego tematu, ale na potrzeby tego co robimy ubraliśmy to w pewne ramy czasowe, choć i tu nie jesteśmy tak do końca konsekwentni do czego przyznaję się bez bicia. Ludzie, którzy do nas przyjeżdżają serio potrafią zaskakiwać i niekiedy sami przecieramy oczy ze zdziwienia na bramce wjazdowej.

Tak jak wspominałem wcześniej, pojęcie youngtimera cały czas ewoluuje, czas leci, a auta tak jak my się starzeją i zaczynamy na nie patrzeć w nieco inny sposób niż wcześniej. Dlatego też często aktualizujemy nasz regulamin, dopuszczamy poprawki, a ostateczna decyzja o wjeździe często podejmowana jest w ciągu kilku sekund na bramce wjazdowej, co nie sprzyja w trafnej analizie.


Ciężko jest organizować wydarzenia motoryzacyjne w Polsce, w Warszawie? Co jest największym wyzwaniem? Stresujesz się tym jeszcze?

Nie no coś Ty, robisz wydarzenie na FB i potem przyjeżdża 600 aut, łatwa lekka i przyjemna robota – polecam każdemu! Wystarczy ogarnąć zezwolenie od zarządcy terenu, wykupić ubezpieczenie organizatora, stworzyć wydarzenie na Facebooku, regulamin na stronę, zaprosić do współpracy kilka firm, ogarnąć obsługę eventu na miejscu, rozplanować parkowanie aut, zadbać o wygrodzenie terenu, dogadać Foodtrucki, żeby ludzie nie chodzili głodni, zamówić przenośną toaletę, podpowiadać na pytania od ludzi w wiadomościach prywatnych na stronie, no i jeszcze odpowiednio nagłośnić wydarzenie. Potem już tylko jesteś na miejscu, informujesz ludzi do pomocy co mają robić i gotowe.

A tak już zupełnie serio to często przypomina to pracę na pełny etat, choć nadal organizuję wszystko w wolnym czasie. Dziś auta nie są już mile widziane w mieście, a o wsparcie ze strony Urzędu Miasta nie ma co pytać. Wyzwań jest wiele, w zasadzie całe to przedsięwzięcie to jedno wielkie wyzwanie. Kwestii, które trzeba dopilnować, załatwić, przegadać lub ustalić jest nieskończenie wiele. Nie ma też kursu ani poradnika „Jak zrobić dobry event pod Stadionem”, więc wszystko trzeba przepracować samemu. Mam to szczęście, że w składzie Fundacji Youngtimer Warsaw jest wiele osób, na które zawsze mogę liczyć i zawsze chętnie wspierają mnie w codziennych zmaganiach i służą swoją pomocą.

A czy się stresuje? Oczywiście, że tak. Przed każdym wydarzeniem czuję stres, a przed tymi największymi to już przez kilka dni wcześniej jestem kłębkiem nerwów. Jest to ogromna odpowiedzialność, eventy spod znaku YW przyciągają już nie tylko ludzi z Warszawy, czy z Polski, ale i zza granicy i za każdym razem jest ten niepokój, żeby wszystko poszło tak jak to sobie zaplanowałem. Włożyłem w YW duży kawałek swojego serca i poświęciłem temu projektowi niezliczoną ilość czasu i nadal zależy mi na tym, żeby były to najlepsze spotkania jakie tylko mogą być. 


Nie masz czasem takich myśli, żeby jednak zrezygnować z tego wszystkiego? 11 lat nie dało Ci się jeszcze wystarczająco we znaki?

Miewam czasem takie myśli, jak żyją sobie faceci w moim wieku, którzy nie ciągną na swoich plecach takiego projektu i wychodząc z pracy mają czas wolny na piwko i oglądanie TV.  Miałem okazje się tak poczuć tylko przez chwilę – w czasie pandemii. Kwestie „dystansu społecznego” skutecznie wstrzymały większość wydarzeń w realu. Wtedy też zyskałem dużo czasu na „zwykłe” życie, a także na zastanowienie się co dalej z Youngtimer Warsaw. Przemyśleń było sporo, wciąż przewijały sie pytania po co mi to wszystko, czy nie lepiej po prostu pożyć sobie życiem zwykłego człowieka. Ale momentem przełomowym był ostatni spot sezonu 2021 w październiku, jeszcze wtedy w maseczkach, gdzie przy mżawce i dość niskiej temperaturze pobiliśmy rekord frekwencji, a kolejka wjeżdżających aut zdawała się nie mieć końca. Wtedy też utwierdziłem się w przekonaniu, że bardzo mi tego brakowało i jest to coś co chce robić i czego ludziom bardzo brakuje. To uczucie zdecydowanie mnie napędziło do dalszego działania!


Jaka była najtrudniejsza sytuacja lub decyzja z jaką musiałeś się zmierzyć jako organizator?

Jedną z trudniejszych decyzji w historii YW było wprowadzenie płatnego wjazdu i wstępu na Zakończenie Sezonu 2015. Jednakże stawka była wysoka bo udało nam się znaleźć wyjątkowe miejsce do organizacji tej imprezy – teren Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu. Pamiętam, że bardzo długo zastanawiałem się jak przyjmą konieczność płacenia uczestnicy spotkań do tej pory bezpłatnych, ale zupełnie niepotrzebnie. Jak pokazuje historia była to jedna i jak do tej pory jedyna impreza motoryzacyjna w takiej skali w tym historycznym miejscu.

Trudną sytuacją w tym sezonie był jeden ze spotów pod PGE Narodowym, który planowo wypadał na dzień przed koncertem Eda Sheerana w Polsce. Na etapie przygotowywania porozumienia z zarządcą terenu wykreśliliśmy tę datę z harmonogramu, ale jakoś wyleciał mi ten fakt z głowy. Planując wszystkie wydarzenia na 2022 rok zupełnie o tym zapomniałem i ten felerny dzień znalazł się w kalendarzu. Na miejscu, kiedy zaczęli zjeżdżać się ludzie jak co tydzień, dostałem telefon, że miało nas nie być i żebyśmy zgodnie z zapisami umowy opuścili teren. W jednej chwili osunął mi się grunt pod nogami i zacząłem informować zgromadzonych, że jednak dzisiaj spota nie ma. Zamknęliśmy wjazd, ale wiele osób znalazło sposób żeby jednak wjechać i postać pod Stadionem jak co tydzień. Finałowo na szczęście obyło się bez większych konsekwencji dla Fundacji, a i ludzie szybko zapomnieli o mojej wpadce…


…. myślałem, że sprzedanie Volvo XC było najtrudniejszą i najgłupszą decyzją w Twoim życiu.

To zdecydowanie była najlepsza decyzja jaką mogłem zrobić! Trzy lata z tym autem utwierdziły mnie w przekonaniu, że nigdy więcej Volvo. Miałem dużego pecha, że trafiłem na tak zły egzemplarz, który na pierwszy rzut oka wydawał się być świetną sztuką. Teraz, już po sprzedaży jestem najszczęśliwszą osoba na świecie!


Jako fan starych Szwedów, jakkolwiek to brzmi, muszę wszystkich przeprosić za Twoje haniebne słowa.


Wracając do tematu, jak przez te 11 lat zmieniła się społeczność YW? Zaczynaliście od spotkań Polonezów na Cargo, a dziś odwiedzają Was właściciele klasycznych Ferrari. Ten profil typowego uczestnika Waszych spotkań uległ zmianie, czy po prostu aż tak bardzo powiększyła się grupa odbiorców?

Wiele rzeczy się przez ten czas zmieniło, ale chyba najważniejsze jest to co sobą reprezentują Cykliczne Spotkania Klasycznej Motoryzacji. Przebyliśmy ogromną drogę od cargo do tego co jest teraz. Nie chcę używać tutaj słowa „prestiż”, ale środowe spotkanie YW przyciąga ludzi jak magnes swoim poziomem organizacji, kulturą i spokojem jaki panuje na miejscu i przyjazną atmosferą: zarówno dla tych najmłodszych miłośników motoryzacji jak i dla tych bardziej doświadczonych. Nie dzielimy parkingu na strefy czy marki, obok siebie parkuje Maluch i Ferrari i nikt nie ma z tym najmniejszego problemu. Na spocie wszyscy są równi – nie ma znaczenia czym przyjechałeś, stoisz i rozmawiasz jak równy z równym.

Uczestnicy doceniają trud jaki wkładamy w organizację imprez, chcą przyjeżdżać bo warto być w tym miejscu i poznawać podobnych sobie zapaleńców. Intensywnie pracujemy nad tym, żeby nasze wydarzenia były dobrze kojarzone i żeby chciało się wracać. Najlepszym dowodem na to jest ta regularność, gdzie od maja do października co tydzień przyjeżdża średnio 300 aut i niezliczona ilość osób odwiedzających. Dla większości jest to już sposób na życie, na spędzenie środowego popołudnia z nami i to jest coś co dodaje nam energii do dalszych działań.

Oczywiście nie zawsze tak było, tak jak wspomniałeś zaczynałem od Poloneza na Cargo. Były to zupełnie inne czasy niż teraz, Facebook dopiero raczkował, nie było tylu grup motoryzacyjnych, ludzie na mieście się praktycznie nie znali. My wtedy postanowiliśmy zbierać tych wszystkich w starych autach z Warszawy i okolic co tydzień w jednym miejscu i dokładnie to pamiętam: bez zakładania żadnego forum, bo okazja do rozmowy była dwa razy w tygodniu na żywo.

Przez te 11 lat zmieniło się dosłownie wszystko. Początkowo byliśmy grupką znajomych w autach z PRL-u, spotykaliśmy się dwa razy w tygodniu przy samochodach ale oprócz tego wspólnie jeździliśmy za miasto czy chodziliśmy na imprezy. Dziś to jest już wydarzenie w wielkiej skali: setki aut, jeszcze więcej ludzi. Ale nadal wszystkich łączy fakt, że jeżdżą w to samo miejsce co środę i spotykają innych z tą sama pasją do klasyków.


Stworzyliście ogromną społeczność. Na Wasze spotkania przyjeżdżają prawdziwe tłumy. To naprawdę dobrze wygląda. Patrzysz czasem w lustro i czujesz dumę z tego co udało Wam się zbudować? Może z czegoś innego jesteś szczególnie dumny?

Zdecydowanie!

Myślenie o YW jest chyba pierwszą rzeczą jaka pojawia się w mojej głowie codziennie rano jak wstaję. Z racji tego, że jestem w tym od początku i doskonale pamiętam jak to się zaczynało trudno nie czuć satysfakcji. Youngtimer Warsaw, a dokładnie Fundacja Youngtimer Warsaw jest projektem mojego życia, często mówię, że to moje pierwsze dziecko, bo moja córka przyszła na świat dużo później.

Jestem niezwykle dumny z tego, że trafiłem ze swoją ideą do tak szerokiego grona ludzi i im się to spodobało. Bo jednak spotkania to nie jestem ja i mój samochód tylko społeczność. To właśnie ta społeczność tworzy Youngtimer Warsaw, a ja to tylko spinam w jedną całość żeby było gdzie zaparkować…


W tym sezonie miałeś okazję współpracować z nami, więc musimy pogadać o śniadaniu. Czym się różni Twoje ulubione śniadanie od tego, które jesz na co dzień? Kawa czy herbata?

Oj, różni się chyba wszystkim. W tygodniu to zdecydowanie najpierw kawa, a potem długo, długo nic. W weekendy natomiast nadrabiam „zaległości” i jak tylko mam możliwość to robię coś fajnego dla całej rodziny. Uwielbiam wszystkie wariacje na temat jajek, koniecznie z mięsnym dodatkiem sadzone na bekonie z tostami francuskimi, albo omlet z kilkoma warzywnymi dodatkami. Moją specjalnością jest tzw. jajko na szynce – to potrawa z mojego rodzinnego domu, gdzie zawsze w niedziele szykowała ją mama. Cienką szynkę przysmażasz na patelni aż będzie chrupiąca, do tego wbijasz jajka, dodajesz trochę suszonych ziół, a na wierzch dużo żółtego sera, który musi się rozpuścić. Tylko mistrzowie potrafią zaserwować tę potrawę z płynnym żółtkiem w środku.


Masz jakąś ulubioną kuchnię lub konkretną potrawę? Może kiedyś zjadłeś coś w podróży, co pamiętasz do dziś?

Zupa grzybowa z makaronem naleśnikowym w centrum Wrocławia! Pamiętam ten smak do dziś, ale kompletnie nie pamiętam nazwy knajpy.

Mój klimat to zdecydowanie street food. Zamiast pospolitego schabowego wolę bułkę bao z szarpaną wołowina albo dobrego burgera, koniecznie z sałatką typu coleslaw w zestawie!


W kolejnym sezonie wróci Śniadanie & Gablota Classic z udziałem YW? 

To był kawał solidnego eventu i bardzo fajna okazja, żeby wymienić doświadczenia z innymi organizatorami imprez. To chyba też jedyna impreza jak do tej pory gdzie niejako podłączyliśmy się do już znanego formatu. Moim zdaniem zdecydowanie trzeba to powtórzyć!

Zdjęcia: Autophotomotive / Petroltown